ANila 10.02.2014 16:24
Jestem we wspólnocie neokatehumenalnej. Właśnie przeżywam z mężem II sctutinium.
Usłyszeliśmy, że żona nie może sama podejmować decyzji finansowych, nawet jęśli pracuje czy tez nawet gdy zarabia więcej. O wszystko ma prosić męża. Wydaje m się to jakieś archaiczne, choć oczywiście każdy poważniejszy wydatek uzgadniamy razem. Ale to, co usłyszeliśmy, jest- w moim odczuciu-mocno przesadzone. Padł nawet z ust katechistów przykład, że ta zasada obowiązuje nawet w małżeństwie, gdzie mąż jest alkoholikiem.Bardzo dziwne, nie wiem, co o tym sądzić.
Za to ja wiem. Katechista opowiada bzdury.
Owszem, w teologii moralnej zazwyczaj się przedstawia męża jako tego, który ma decydować w sprawach finansowych rodziny. Tyle że np. na Śląsku od dziesiątek lat zwyczaj był inny. Mąż przynosił wypłatę, dawał żonie, a ta mu wydzielała kieszonkowe, po czym sama zajmowała się finansami domowymi. Czy to znaczy, ze całe pokolenia Ślązaków grzeszyły? Przecież nie chodzi o to, kto decyduje o wydawaniu pieniędzy, ale żeby robić to odpowiedzialnie. Jasne, kobiety mają tendencję do lekkomyślnego wydawania pieniędzy na nowe ciuchy (zwłaszcza dla dziecka), buty i kosmetyki. Ale i panowie lubią kupować gadżety: a to wiertarka, a to skrzynka na narzędzia, a to nowy telewizor, komputer czy samochód. Nie o płeć tutaj wiec chodzi, ale o to, by pieniędzmi dobrze gospodarować. By rodzina z powodu niepotrzebnych wydatków nie pogrążyła się kłopotach...
Zdaniem odpowiadającego najlepiej jest, kiedy małżonkowie decydują wspólnie o wydawaniu pieniędzy. Ale równie dobrze mąż czy żona może powiedzieć żonie/mężowi: słuchaj, zajmij się finansami, mnie to nie wychodzi. Czy mąż musi decydować o wydawaniu pieniędzy? Nie wolno mu, jeśli żona się zgadza, scedować ten obowiązek na nią? A czemu niby to miałoby być złe?
Za niemoralne natomiast uważam domaganie się, by o pieniądzach rodziny decydował mąż - alkoholik. Podobnie mąż - hazardzista. Przepraszam bardzo, ale to w gruncie rzeczy domaganie się, by:
a) kobieta i dzieci zostały nędzarzami i umarły z głodu
b) przyzwolenie na grzech pijaństwa (czy hazardu).
Nałogowy alkoholik czy hazardzista nie są w stanie być odpowiedzialni za samych siebie Jak można się domagać, by powierzać im odpowiedzialność za rodzinę? Przecież to prosty sposób na tworzenie nałogowcowi komfortu picia (czy uprawiania hazardu). Kompletnie na przekór zasadom postępowania z uzależnionymi, którymi trzeba pokierować tak, by im z nałogiem zrobiło się niewygodnie. Bo inaczej nigdy z niego nie wyjdą.
Rozumiałbym, gdyby ktoś domagał się męczeństwa w sytuacji, gdy ktoś ma wyprzeć się wiary w zamian za życie swoich dzieci. Ale męczeństwo dla fanaberii, że to mąż musi zawsze decydować o wydawaniu pieniędzy?
J.