Gość 06.07.2013 12:39

Pare lat temu na spowiedzi usłyszałam od spowiednika że depresja nieistnieje,że to jest wymysł,że jako katoliczka grzeszę mówiąc na spowiedzi że jestem chora na depresję..
Przestałam przyjmować komunie bo przecież mój stan sie nie zmienił a niemożna bezcześcić opłatka przyjmując go w stanie grzechu..
Mam teraz koszmarną sytuacje życiową,ojciec udając pobożnego zamienił życie rodziny w koszmar,powtarzając ciągle ze od lat że nam sie nie wiedzie bo sie nie modlimy codziennie,bo nie szanujemy rodziców,że własne dzieci sie od nas odwrócą..
Pomimo że do pewnego wieku byłam głęboko wierząca i pomimo różnych nieszczęść w życiu ufałam Bogu,to teraz gdy już niemam sił,nie daje rady chodzić do kościoła bo całą msze rycze z rozpaczy że Bóg nas nie wysłuchał,nie pomógł,nie mamy żadnej nadziei na normalne życie,jestem już martwa? w razie śmierci nieliczą sie dobre uczynki,cieżka praca i wiara z poprzednich lat,tylko obecny stan nieuczęszczania na msze,nieprzyjmowanie od paru lat Ciała Chrystusa? Depresja doprowadza do śmierci,nawet poprostu wyniszczając organizm,jakby powoli sam zamierał z braku chęci do życia,to czy słuszne mam wrażenie że będę przez Boga potraktowana jak samobójca? Jak umrę z wycieńczenia zostanę zesłana prosto do piekła z braku poszanowania daru tego cudownego życia w naszym cudownym kraju..???
Boję sie śmierci z tego względu,bo do tej pory miałam nadzieje że bywając na mszach co niedziele mam szansę trafić do czyśćca i kiedyś może doświadczyć tego po co sie rodzimy,a teraz czyje że lepiej dla mnie by było gdybym nigdy sie nieurodziła..

Odpowiedź:

Depresja jako jednostka chorobowa istnieje. Inną rzeczą jest, że czasem być może nadużywamy tego słowa odnosząc je do zwykłego przygnębienia...

Dość trudno mi na podstawie tego co napisałaś wyrobić sobie jasny obraz sprawy. Zrozumiałem to tak: masz ojca, który się ciągle czepia, który ciągle ma pretensje. Który swoją postawa zamienił wasze życie (wasze, znaczy Twoje, matki... rodzeństwa?) w piekło. Nie możesz już tego znieść i wolałabyś umrzeć albo - w świetle obawy że trafisz do piekła - wcale się nie urodzić. A piekła obawiasz się, bo niby kłamałaś na spowiedzi co do swojej choroby, a teraz dodatkowo jeszcze boisz się, ze skoro ta choroba Cię wyniszczy, to tak jakbyś popełniła samobójstwo.... Coś istotnego pominąłem? Mam nadzieję, że nie.... Zastanawiałem się też czy postawa ojca nie wynika z nadużywania alkoholu, ale nie wiem...

Cóż powiedzieć... Przede wszystkim nie jest prawdą, ze nie istnieje coś takiego jak depresja. Być może nie jesteś jej klasycznym przypadkiem, ale faktem jest, że jest Ci ciężko na duszy. Bo masz trudną sytuację w domu. Jak zwał tak zwał, nieistotne. Nie możesz się pozbierać i to jest ważne...

Szczerze mówiąc nie rozumiem postawy niektórych księży, którzy lekceważą problemy jakie miewają ofiary przemocy. Niestety, tak czasem bywa. I to nie tylko gdy chodzi o przemoc psychiczną, ale także fizyczną. Uważają, że jedynym problemem jaki w takiej sytuacji istnieje, to problem tego delikwenta który ma niby problem. Że nie potrafi wybaczyć, że pielęgnuje w sobie złość itd itp. A przecież jest rzeczą oczywistą, że to nie jest tak. Psalmy, które codziennie kapłani odmawiają pełne są skarg ich autorów na podłość ich bliźnich.... Przecież takie traktowanie tych ludzi jest zwyczajnie niesprawiedliwe. Bo sprawiedliwość nakazywałaby zobaczyć obie strony konfliktu. Dopiero wtedy można coś sensownego radzić...

Jak ja bym sprawę widział? Niewiele wiem o Twoim ojcu, ale z tego co piszesz wynika, ze robi rzecz podłą: stawia się w pozycji jedynego sprawiedliwego, wręcz zastępcy Pana Boga w rodzinie. W czym tkwi podłość takiego postępowania? To grzech przeciwko drugiemu przykazaniu. "Nie będziesz brał imienia Pana, Boga swego na daremno". Tak tak, to jest grzech przeciwko temu przykazaniu. Bo w tym przykazaniu nie chodzi o nieopatrznie wypowiedzenie imienia Bożego. Ale o zakaz zasłaniania się Bogiem dla załatwienia jakichś swoich spraw.

Ojciec... jak to nazwać.. ma z wami nie najlepsze relacje. Zamiast jakoś starać się je naprawić wybiera drogę dla niego najprostszą: przedstawia się jako jedyny sprawiedliwy, a was wpędza was w poczucie winy. Z Boga zrobił żandarma, którego zadaniem jest pilnować, żeby jego prawa nie zostały naruszone. To fałszywy obraz Boga. Ale skutki jego postawy już widać: Ty oddaliłaś się od Boga. Bo jak można chcieć być blisko, kochać  kogoś, kto ciągle staje po stronie tego, który twoje życie uczynił piekłem?

Pierwsze więc co powinnaś zrobić, to uświadomić sobie, że w tym Twoim konflikcie z ojcem Bóg na pewno nie jest bezmyślnym poplecznikiem Twojego ojca. Bóg jest dobry. Bóg jest sprawiedliwy. I On wie jak to u Ciebie jest. On wie jak to wszystko Cię boli, jak nie potrafisz sobie z tym wszystkim poradzić, jak jesteś w tym wszystkim zagubiona. I na pewno bardzo Cię w tym wszystkim kocha. Bo Bóg zawsze stawał po stronie uciemiężonych przeciwko ciemiężycielom, nie odwrotnie. Zacznij się modlić. Pójdź do spowiedzi. Może znajdziesz spowiednika, który to zrozumie. I przyjmuj Jezusa w Eucharystii. Bóg może nie jest przeciwko twojemu ojcu, bo on też jest Bożym dzieckiem, ale na pewno jest też z Tobą.

Po drugie... Bóg Cię nie wysłuchał... Nie wiem, czy kiedyś w tej kwestii wysłucha, ale nawet jeśli nie, na pewno Cię rozumie. I w tym Twoim czy Waszym cierpieniu jest z Tobą, jest z Wami. Nie wiem dlaczego pozwala na to cierpienie, ale na pewno nie jest przeciwko Tobie...

Po trzecie... przestań się bać, że to Twoje "gaśnięcie" jest jakimś Twoim dodatkowym grzechem. Jesteś ofiarą. Nie jest twoją wina, że jesteś ofiarą. Bóg nie jest ślepy. I widzi to wszystko...

Nic innego już nie przychodzi mi do głowy. Życzę powodzenia...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg