Gość 03.07.2013 13:24
Witam serdecznie
Wreszcie znalazłam kogoś kogo mogę się poradzić. dziękuję
Otóż moja sytuacja jest taka: mam 26 lat , wiele lat temu zakochałam się w pewnym chłopaku , niestety rozstaliśmy się. Teraz mam narzeczonego . Mieszkam z nim od roku. I teraz tak : gdybym wiedziała że mieszkając razem nie otrzymam rozgrzeszenia nigdy bym się na to nie zdecydowała, jednak nie wiedziałam tego, teraz codziennie tego żałuje, podejrzewam nawet iż z tego powodu mam problemy z sercem boję się np umrę w grzechu ciężkim a jestem za słaba żeby z tego jakoś wyjść. Z tego powodu myślę żeby teraz po prostu wziąć ślub..Jednak ja nadal kocham tamtego, walczyłam o niego, zmieniłam się dla niego i ciągle mam przeczucie że ..no .. to ten, on jednak tego nie widzi . w przyszłym roku żeni się , złamało mi to serce ale wiem , że w życiu chodzi o to żeby dostąpić zbawienia. I teraz tak czy nie popełnię grzechu jeśli wyjdę za mąż za mojego narzeczonego z którym jest mi dobrze, mogę na niego liczyć itp ale nie czuję aż takiej wielkiej miłości. Czy mogę zostawić to wszystko , wziąć ślub bo ja już nie chcę żyć w grzechu i czy to spodoba się Bogu? Moje zwykłe życie ale w łasce uświęcającej z normalnym facetem bez takiej mocnej miłości, bo ja wiem że i tak będę z nim , jestem już za słaba na wielkie rzeczy w moim życiu. Więc pytanie czy to będzie dobre? I czy Bóg dopuszcza czasem taką wielką miłość ( która będzie mi towarzyszyć do końca życia) , ale nie jest dane być razem. przez 10 lat ciągle robiłam coś żeby z nim być , jednak bezskutecznie, zawsze będę za nimi tęsknić no ale cóż. I czy to w zasadzie niema większego znaczenia z kim się spędzi życie byle dostąpić zbawienia? Bo to życie to marność ale z Bogiem już ma się nadzieję . Nie wiem w sumie czy to to co dokładnie mnie nurtuje ale starałam się.
Zabrzmi to dziwnie, ale do zawarcia małżeństwa nie jest potrzebna miłość, ale... zgoda na jego zawarcie. Zazwyczaj towarzyszy tej zgodzie zakochanie (często już nie tak gorące jak w pierwszym etapie), ale małżeństwa z rozsądku nie są czymś grzesznym. I jeśli z kimś mieszkasz, jest Ci z tym kimś w miarę dobrze, to jest to dobry pomysł...
A co do zakochania w innym.... Ile to już lat? 10? Myślę, że nie chciałabyś już teraz związać się z tym człowiekiem. Boli Cię rozstanie, boli utracenie euforii, która towarzyszyła zakochaniu. Ale powrót do związku po 10 latach bólu nic dobrego by nie wniósł.... Wiesz o tym, prawda? Chodzi tylko o to, żeby przestało boleć...
Te 10 lat to bardzo dużo. Dziwne ze jeszcze Cię mocno boli (trochę może jeszcze bardzo długo). Lekarstwem bywa nowe zakochanie. Ale skoro się nie zakochałaś... Czasem leczy zwyczajna znajomość, przyjaźń. Bez dwuznaczności. Leczy znajomość z kimś, kto potrafi dotknąć serca. Kto cieszy się spotkaniem, słucha a nie tylko gada.... Z kim znajomość daje człowiekowi poczucie, że jednak jest kimś wartościowym, dobrym i ciekawym...
J.