<<<
Niech będzie pochwalony Jezuz Chrystus i Maryja zawsze dziewica!
Pytanie będzie długie, może wydać się dziwne i nie wiem czy dobrze je zobrazuje, ale prosze o poważne i w miare możliwości udzielenie odpowiedzi nawet jeśli bedzie to trudne:
Więc:
Między mną a moją dziewczyną zrodziło się jakieś uczucie (nie jakies tam motyle w brzuchu tylko coś bardziej trwałego), jesteśmy też sobie najbliższymi przyjaciółmi i w zasadzie mamy tylko siebie na każdej płaszczyźnie życia. Nie wykluczamy więc, że kiedyś, jeśli Pan Bóg nie wskaże innej drogi, zostaniemy małżeństwem. Aczkolwiek w snuciu marzeń powołaniowych i naszego "przeglądu" duchowego małżeństwo jest chyba nie dla nas. Nie umniejszamy, w żadnym wypadku, świętości tego sakramentu tylko jakoś tak nasze serca byłyby rozdarte (ale to oddzielny temat).
I jeśli po kilku latach związku zbyt duże "przyciąganie" do Pana Jezusa sprawi, że oboje podejmiemy decyzje o życiu w celibacie, ale pozostaniemy, być może tylko czasowo, jako świeccy i będziemy żyć tak jak dalej oficjalnie kończąc nasz związek, wybierając ostatecznie drogę naszego życia:
(1). Co wtedy? Czy zmusza nas to do ograniczenia w jakiś sposób kontaktu?
Prócz relacji chłopak-dziewczyna, jak już wspomniałem, łączy nas w zasadzie wszystko. Chcemy pozostać bratnimi duszami, pragniemy dalej kontynuować naszą znajomość co na pierwszy rzut oka może wydawać się proste. Problem w tym, że każdy czas wolny chcemy spędzać w swoim towarzystwie, radzić się siebie nawzajem, jeździć razem na rekolekcje i wakacje, rozmawiać o wierze, Panu Bogu, bawić się, pouczać i pomagać... itd.
(2). Czy nie jest to w jakiś sposób igranie, i to nie tylko, z pokusą fizyczną?
Bo tak naprawde nie odkochamy się nagle w sobie, tylko to co nas łączy, cokolwiek to było pozostanie. Postanowimy tylko w taki sposób jak umiemy poświęcić się bardziej Panu Jezusowi. Nie wiem czy to miłość czy coś innego, ale napewno dalej, mimo zerwania damsko-męskich relacji, będzie ona dla mnie atrakcyjna, pociągająca, będe nadal miał chęć ja przytulić czy pocałować.
Wiem, że po podjęciu decyzji o życiu w samotności powinno się tłumić takie pragnienia, ale czy powinniśmy z tego względu ograniczyć naszą znajomość?
Para obdarowująca się czułymi (nie namiętnymi, ale i nie szybkim cmoknięciem w policzek), pocałunkami jest usprawiedliwiona jeśli posiada czyste intencje i chęć kontaktu rodzi się ze szczerego, czystego uczucia.
(3). Czy osoby nie będące parą i wykluczające małżeństwo mają również do tego prawo jeśli jest to czyste czy jest to zarezerwowane tylko dla osób, które jeszcze nie podjęły decyzji o powołaniu?
Nie chce przez to powiedzieć, że dla racji jakiegoś pysznego wywyższenia chcemy podjąć bezżeństwo, a w praktyce nasze spotkania zaczynać się bedą o 7 rano, a kończyć je o 24 i dla zachowania pozorów celibatu powracać do domu na sen i tak przez długie lata. Wiem jednak, że napewno będziemy mieli z tym problem, bo mamy tylko siebie.
Odpowiadający może napisać, że po tym wszystkim wsniosek nasuwa sie sam i nie ma innej opcji dla nas jak małżeństwo chociażby z tego względu, aby nie narażać się ciągle na pokusy uczuciowo/fizyczne, ale i z tego, że jeśli "aż tak sie lubimy" to znaczy, że mamy powołanie do małżeństwa, a nie samotności. W rzeczywistości nie jest to takie proste i jednoznaczne.
Uważam, że w naszym przypadku moga pojawić się też "pokusy uczuciowe" tj. wewnętrzne przypływy uczucia, których podłoże ma charakter damsko-męski. Po prostu normalnie jak każdy chłopak do swojej dziewczyny, nawet byłej. Wydaję się, że to przecież nic złego, bo przed życiem w świeckim celibacie nie składa się przysięgi czy ślubów przed Panem Bogiem, ale jak być w takim wypadku wiernym swojej decyzji o powołaniu, której nie chce się wyrzec?
Ksiadz, który czuję, że "ciągnie go" do jakieś kobiety musi zerwać taką znajomość. Podobnie mąż, który zaczyna mieć podobnie do swojej koleżanki z pracy musi unikać kontaktu, żeby pozostać wiernym żonie, bo mimo zwycięskiego odpierania niechcianego uczucia ciągłe czy czasowe trawnie w wewnętrznej atmosferze zakochania czy jakkolwiek to nazwać, chyba uczciwe by nie było?
Jak ma to się do naszej sytuacji?
Czy w takim razie my również musimy ograniczyć kontakt, żeby nie dochodziło do przypływów uczucia? Nawet jeśli nie będziemy go finalizować w sposób choćby najczystrzego przytulenia i tłumić w sobie, serca się nie oczuka.
(4). Czy taka wewnętrza sytuacja będzie w porządku w stosunku do obranego powołania?
Wiem, że to wszystko ciężkie do pojęcia i w miare upływu czasu może się bezproblemowo rozwiązać, ale na ten czas nie daje mi to spokoju, więc prosze o zrozumienie.
Z Panem Bogiem.
1. Decyzja czy chcecie być narzeczeństwem czy przyjaciółmi należy do was. I jeśli obojgu wam będzie to odpowiadało, możecie być przyjaciółmi. Nie ma obowiązku, by po zrezygnowania z drogi ku małżeństwu przestać się widywać.
2. Jeśli będziecie się chcieli przytulać i całować będzie znaczyło, że tak naprawdę chcecie być parą, w przyszłości małżeństwem tylko z jakiegoś powodu nie chcecie tego przyznać. Odpowiadający nie widziałby tu jakiegoś większego niż w innych wypadkach igrania z pokusą...
3. Będąc stano wolnego możecie się spotykać. Niczego nie musicie tłumić. Życie pokaże, czego tak naprawdę chcecie. Bo póki co problem wydaje mi sie strasznie wydumany...
J.