Gość 06.12.2012 21:41

Dobry wieczór,
nie wiem co mam robić, jak żyć, jak uporządkować swoje myśli i zmienić nastawienie do świata, nie wiem dlaczego jest we mnie tyle zła, tyle egoizmu, zapatrzenia w siebie i pychy.
Nie umiem niczego bezinteresowanie zrobić dla innych, nie pomagam osobom, które proszą o pomoc. Nie wiem dlaczego tak jest, w moim sercu pojawia się ogromny żal już w chwili, gdy odwracam się od cierpiącego bliźniego, ale coś we mnie sprawia, że nie umiem wpłynąć na swoje zachowanie.
Za każdym razem spowiadam się z grzechu egoizmu i nieudzuelania innym pomocy nawet w drobnych sprawach, ale w moim zyciu nic się nie zmienia. Obecności Boga w swojej egzystencji od dawnanie odczuwam już wcale. Wiem, że to wynika z moich grzechów i z egocentryzmu, lecz nie wiem co sprawia, że nie potrafię się zmienić, odkąd uświadomiłam sobie jak bardzo jestem złym człowiekiem straciłam radość życia, spokój wewnętrzny i poczucie duchowej stabilizacji.
Koleżanka, która była ciężko chora prosiła mnie po powrocie na uczelnię o pożyczenie notatek do egzaminu. Ja na poczekaniu wymyśliłam jakieś kłamstwo i nie pożyczyłam jej ich, a przedtem ona w tak wielu sprawach bezinteresownie mi pomogła, dawała mi wsparcie w trudnych chwilach itp. Nie wiem dlaczego tak się wobec niej zachowałam.
Druga sprawa, pewna kobieta zaczepiła mnie podczas Mszy i prosiła o pieniądze na chleb (choć w tym wypadku widziałam, że wcześniej przed Mszą zaczepiała inne osoby i wyłudzała je od nich), oczywiście także skłamałam, że nie mam przy sobie żadnych pieniędzy. A zatem w tym samym dniu nie pomogłam osobom, które mnie o to prosiły.
A także na tej samej Mszy przystąpiłam do Komunii, nie wiem czy to był jakiś znak, ale Komunia niemal spadła na podłogę, choć wcześniej takie sytuacje podczas przyjmowania przeze mnie Komunii nie miały miejsca. Czy to był znak od Boga, że nie jestem godna przyjąć Jego Ciało?
Ponadto po powrocie ze Mszy koleżanka, z którą dzielę pokój nieustannie opowiadała o wibratorach, perwersjach i nnych sprawach, które mnie gorszyły i napawały wstrętem, ale nie przerywałam jej wywodu, a nawet udałam zainteresowanie. To było kilkanaście minut po przyjęciu Komunii.
Ja czuję się z tym wszystkim bardzo źle, nie wiem co mam robić, to wszystko wydarzyło się w jednym dniu, mam wrażenie, że miałam co najmniej trzy okazje, aby walczyć ze swym egoizmem i aby pomóc drugiemu człowiekowi, który cierpiał. Ale nie zrobiłam tego, zaś to cierpienie, które mnie przepełnia, te wyrzuty sumienia są dla mnie w tym wszystkim najgorsze.
Czy nie powinnam w związku z tym przyjmować Komunii Świętej, co mam robić, jak naprawić swoje błędy wobec innych ludzi. Nigdy nie uczyniłam niczego bezinteresownie, a przecież Bóg obdarzył mnie tyloma łaskami, za które nawet nie potrafię być wdzięczna.
Czy moje cierpienie, które przepełnia mnie teraz całkowicie może być jakimś przejawem tego, że jednak moja wina nie jest aż tak wielka. I jeszcze ta Komunia, która po raz pierwszy prawie wypadła mi z ust... może to jest jakiś znak?

Odpowiedź:

Najpierw trzeba chyba wyjaśnić: pożyczenia koleżance notatek i danie pieniędzy nieznajomej nie stawiaj na jednej płaszczyźnie. To zupełnie inne sprawy. W pierwszym przypadku na pewno mogłaś pożyczyć. Bo koleżanka na pewno pomocy potrzebowała.Znasz ją, wiesz jaka jest. W drugim najprawdopodobniej rzeczywiście miałaś do czynienia z naciągaczem.

Co zrobić? Nie jestem psychologiem ale podejrzewam, ze jesteś człowiekiem, który ceni sobie codzienną rutynę. Dlatego coś, co ją zaburza, i to jeszcze ze stratą da Ciebie, przyjmujesz niechętnie. Ale to nie jest tak, ze nie możesz w jednym czy drugim wypadku zadziałać inaczej. Najzwyczajniej w świecie musisz przestać działać automatycznie, a kontrolować swoje postępowanie... Nieważne, ze ileś tam razy może sie nie udać. Ważne że uda się raz, drugi, dziesiąty...

Co do rozmowy z koleżanką, to na pewno nie musiałaś udawać zainteresowania. Tu też widać jakieś uleganie temu co jest, niechęć do zmian. Musisz słuchać wszystkiego, co koleżanka mówi? Nie możesz trochę sama o tym decydoweać?

J.

więcej »