Ha ha 26.02.2012 16:43
Na jednej ze stron internetowych pewna Siostra pisała w ramach katechezy, że jak dziewczyna chce wyjść za mąż, i znajdzie tego męża - to lepiej, aby nie zaczynała nowych studiów, a jak już studiuje, to aby dokończyła ewentualnie, bo najlepiej wychodzić za mąż wtedy, gdy jest się zakochanym, gdy jeszcze nie wygasła miłość.
I teraz tak: ja nie wiedziałam o tym. Jak potraktować taką sytuację, gdy ktoś znajdzie tego jedynego na studiach, ale z racji, że przewidzi, że będzie długo studiował (i z innych powodów) zmieni studia na inne, które szybciej skończy (choć według ilości semestrów w dziekanacie - później) - ale chodzi o szybkość nauki. Czy taka zmiana studiów może negatywnie wpłynąć na wzięcie ślubu z racji, że już wygaśnie miłość? Dodam, że po zmianie studiów ta osoba ma przepisanych większość przedmiotów z poprzednich więc wcale nie zaczyna od nowa.
Chodzi mi w tym pytaniu o to, czy według katechezy tej siostry lub po prostu według stylu chrześcijańskiego - jest ta osoba w porządku, czy raczej powinna darować sobie te nowe studia aby liczyć na ciąg dalszy spływających łask małżeńskich od Pana Boga.
Mam nadzieję, że zrozumiał Pan moje pytanie, po prostu chodzi mi o katolickie zachowanie w takiej sytuacji, aby nie mieć później żalu o to, że może studia były ważniejsze niż miłość.
Dziękuję z góry za odpowiedź,
Pozdrawiam
Po pierwsze, odpowiadającemu nie wydaje się, by studia wykluczały małżeństwo. Po ślubie można wynająć wspólny pokój. W czym problem? Oczywiście jeśli zakochani mieszkają daleko od siebie może to być bardziej skomplikowane, ale przecież też można to jakoś ułożyć, prawda?
Po drugie odpowiadającemu nie wydaje się, by podejście "pobierzmy się, bo nasza miłość wygaśnie" miało sens. Jasne, jeśli np. młodzi, mieszkający na co dzień w różnych regionach Polski kończą studia, to faktycznie nie warto ślubu odkładać. Bo skoro byli blisko, głupio będzie na dłuższa metę utrzymywać związek na odległość. Zwłaszcza że koniec studiów to czas na podjęcie pracy, a ślub późniejszy to i konieczność szukania pracy od nowa. Ale to nie jest tak, że trzeba się pobrać, gdy ludzie są w sobie mocno zakochani. Wydaje się, że nie jest to nawet dobre. Człowiek musi nabrać do drugiego jakiegoś dystansu. Zakochanie w pierwszej fazie jest zazwyczaj ślepe. Dopiero gdy mija pierwsza fascynacja można sensownie zdecydować, czy faktycznie chcemy być razem...
Mocno trzeba podkreślić: gdy wygasa pierwsze zakochanie nie znaczy, że wygasa miłość. Chyba jest dokładnie odwrotnie. Dopiero wtedy prawdziwa miłość zaczyna się rodzić. Zaczyna się kochać człowieka jako człowieka, a nie człowieka dlatego, że jest obiektem, który podsyca przyjemny stan zakochanie....
J.