Gość 24.11.2011 03:38

Szczęść Boże

Niedawno ktoś zapytał, czy np. matka może być po śmierci szczęśliwa w niebie, podczas gdy jej syn jest potępiony w piekle?
Chciałbym wrócić jeszcze do tego pytania i prosić odpowiadającego J. o jego własną odpowiedź, a nie o posiłkowanie się gotowym już tekstem księdza Jacka Salija, do którego został wówczas podany link http://mateusz.pl/ksiazki/js-pww/js-pww_20.htm
Proszę odpowiadającego J. o parę zdań wyjaśnienia tego problemu, ponieważ odpowiedź zawarta w linku nie bardzo do mnie przemawia.
Ksiądz Salij odwołuje się głównie do naszej wiary w miłosierdzie Boga względem każdego człowieka i radzi skupić bardziej uwagę na osiągnięciu przez nas samych zbawienia i na pomaganiu naszym bliskim w dotarciu do nieba, niż na zadawaniu sobie podobnych trudnych pytań. W skrócie odpowiedź księdza Salija brzmi mniej więcej tak: „mniej filozofować, a bardziej wierzyć Bogu i żyć zgodnie z jego przykazaniami.”
Oczywiście wiara w Boga jest bardzo ważna, ale czy to ma być koniecznie taka trochę bezmyślna wiara, która w stosunku do podobnych trudnych pytań zadowala się stwierdzeniem „dogmat” bądź „niepojęta tajemnica”?
Ksiądz Salij przestrzega także przed obrażaniem Boga poprzez takie przedstawienie potępienia wiecznego, które pobudza do podejrzeń, że miłosierdzie Boże nie jest nieskończone. Zwraca też uwagę na wypowiadanie się w podobnych kwestiach z pozycji jakiegoś nad-boga, który udaje kogoś bardziej miłosiernego niż sam Bóg.
Osobiście nie widzę nic złego w pytaniu o możliwość osiągnięcia pełnego szczęścia przez osobę zbawioną, która wie jednocześnie, że bliska jej inna osoba jest potępiona. No bo gdzie tu jest stawianie siebie w pozycji nad-boga? Gdzie w tym pytaniu ma miejsce podważanie nieskończonego miłosierdzia Bożego?
Przecież w świetle nauki Kościoła dla każdego wierzącego jest zupełnie jasne, co go czeka po śmierci i jakie są „reguły tej gry” (przepraszam za to określenie w stosunku do ludzkiego życia i stosowania się bądź też nie do Dekalogu). Każdy wierzący doskonale wie, że po śmierci osądzi go miłosierny i sprawiedliwy Sędzia i w ostateczności są tylko dwie możliwości: zbawienie albo potępienie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy człowiek ma wolną wolę i on sam swoimi czynami pracuje na przyszłe własne zbawienie lub potępienie. Wiem też, że Kościół o nikim nie orzeka, że ktoś został potępiony po śmierci, chociażby jego życie i popełnione zbrodnie wskazywały na duże prawdopodobieństwo braku zbawienia tej osoby. Pamiętam o możliwości doskonałego żalu za grzechy nawet w ostatniej sekundzie życia i tym samym o możliwości uniknięcia potępienia nawet przez najgorszego zbrodniarza. To wszystko jest jasne.

Jednak Kościół wyraźnie uczy o istnieniu piekła, o nieustannej walce dobra ze złem, o Sądzie ostatecznym i podziałowi na zbawionych i potępionych, o zbożu, kąkoli i oddzieleniu ziarna od plew, o drzewie niewydającym owoców, przypomina o czuwaniu, bo nie zna się dnia ani godziny… . Możliwość potępienia jest przedstawiana jako jak najbardziej realna. Nawet w objawieniach w Fatimie jest mowa o piekle widzianym przez dzieci (wiem, że katolik nie ma obowiązku wiary w objawienia, ale przecież Kościół oficjalnie uznał je za prawdziwe).

Tak więc ktoś w tym piekle niestety się znajdzie i to nie jest jakaś abstrakcja czy przenośnia. Nie ważne czy tych nieszczęśników będzie tam dużo czy bardzo mało. Ważne, że ktoś tam niestety się znajdzie.
A skoro tak, to ktoś inny, np. z jego rodziny, będzie miał świadomość po śmierci, że bliska dla niego osoba jest potępiona. Czy taka osoba nie będzie cierpieć z tego powodu nawet w niebie?
Jak może być szczęśliwa w niebie np. matka, która wie, że jej syn został potępiony w piekle?
Proszę odpowiadającego o swoje własne przemyślenia w tej sprawie.

Pozdrawiam.
Z Panem Bogiem.

Odpowiedź:

To pytanie w różnej formie wraca jak bumerang co jakiś czas i już się pogubiłem  co i kiedy na ten temat napisałem, a kiedy odesłał do tekstu ojca Salija. Postaram się napisać krótko, ale od początku do końca co na ten temat myślę.

Podzielam pogląd ojca Jacka Salija, że w tym pytaniu jest jednak owo stawianie się w pozycji boga sądzącego Boga prawdziwego. Jest to, co było w pierwszej znanej nam pokusie. Tej z  Edenu. Podejrzenie, że Bóg wcale nie jest taki dobry, jak się nam usiłuje przedstawić. Skoro chce mnie zbawić, ale osobę, która kocham potępi, to wcale nie jest taki dobry, prawda? Bo moje szczęście nie będzie pełnym szczęściem. Od takiego stwierdzenia jest mniej niż krok do stwierdzenia, że ja sam nie chcę takiego nieba. Nie chce nieba, w którym nie będzie moich bliskich. Czyli przyjmuję - czy chcę czy nie chcę - coś z postawy diabła, który nie chce Boga....

W historii Kościoła pojawiła się już kiedyś myśl o tym, że wszyscy ludzie ostatecznie się zbawią. Ostatnio (w sensie w  XX wieku;)) dyskusja na temat nieba dla bez wyjątków wszystkich odżyła za sprawą o. Hryniewicza. Nie ulega jednak wątpliwości, że Pismo Święte przedstawia potępienie jako całkiem realną możliwość. I naprawdę trudno te przestrogi zlekceważyć. Zwłaszcza, że wielu mogłoby uznać, że skoro nie ma znaczenia jak żyją, bo i tak pójdą do nieba, to nie warto się starać. Nasze rozważania na temat łaskawości Boga mogłyby więc niektórych doprowadzić do wiecznego potępienia. A  tego nie chcemy....

Nie wierzę w puste piekło. Ale mam nadzieję, że tak będzie. Bo jestem przekonany, że pragnienie zła jest tylko zaślepieniem, za które człowiek do końca nie odpowiada. Ale skoro objawienie przedstawia potępienie jako realną możliwość, to chcę się poważnie zatroszczyć o zbawienie siebie i wszystkich innych....

W Katechizmie Kościoła katolickiego tam, gdzie mowa o piekle (1033) napisano: "Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego. Ten stan ostatecznego samowykluczenia z jedności z Bogiem i świętymi określa się słowem "piekło"". 

Widać wyraźnie, że Kościół podkreśla świadomość i dobrowolność wyboru piekła. To nie jest tak, że można się potępić "niechcący".  To konsekwentne, potwierdzane aż do ostatniej chwili życia, odrzucanie Boga. Nas, którzy - miejmy nadzieję - osiągniemy niebo i patrzymy na coś takiego, taki wybór może boleć, ale nie da się nikogo przekonywać na siłę. Przekonany w ten sposób miałby tylko do wszystkich pretensje. I mogłoby być jeszcze gorzej. Jak w takim wypadku być szczęśliwym?

Kościół uczy, że niebo i piekło (i czyściec oczywiście też), to nie miejsce, ale stan. Więc.. Uwaga, to już nie nauczanie Kościoła, ale moja nieudolna koncepcja ;).. Być może niebo i piekło są "w jednym miejscu", ale różni się "stan" zbawionych i potępionych. Zbawieni są szczęśliwi, potępieni są nieszczęśliwi. Nikt potępieńców nie męczy, nikt nie robi im krzywdy. Są po prostu wiecznymi malkontentami, wszystko ich złości i irytuje, a najbardziej to, ze inni są szczęśliwi. Zbawieni w takim wypadku mogą być szczęśliwi godząc się, ze ich ukochani mają tak paskudny charakter ;) Od ziemi stan nieba różniłby się więc tylko tym, że źli, potępieni,  nie są w stanie w żaden sposób zbawionym zaszkodzić....

Jak będzie naprawdę? Zobaczymy.

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg