Tad 22.11.2011 20:03
Witam,
Piszę w nawiązaniu do pytania martynki (2011-11-21 14:00) i udzielonej jej odpowiedzi, do której Odpowiadający załączył link:
http://www.rodzinapolska.pl/dok.php?art=tematm/archiwum/2004/290_1.htm
W tymże linku czytamy wypowiedź księdza Andrzeja Kowalskiego:
"Nie zostaną odpuszczone tylko grzechy przeciw Duchowi Świętemu. Chodzi tu o postawę, kiedy ktoś odrzuca działanie Ducha Świętego w Kościele albo, gdy nadużywa miłosierdzia Bożego, mówiąc, że może grzeszyć, bo przecież Pan Bóg i tak mu przebaczy."
Wielokrotnie na łamach tego portalu Odpowiadający pisał, że nawet jeśli ktoś kierował się zuchwałością wobec Miłosierdzia Bożego, ale ostatecznie żałował, zerwał z tą postawą i chciał się nawrócić, wówczas mógł otrzymać przebaczenie.
Ale czy słowa księdza nie mówią czegoś innego? Że jeżeli ktoś dopuścił się takiej postawy, wówczas nie ma szans na odpuszczenie grzechów?
Z drugiej strony czytałem świadectwo Glorii Polo (nie wiem, czy jest uznane przez kościół), w którym przyznaje się do tego iż w pewnym momencie swego życia wymazała ze swojej świadomości piekło:
"W tamtym czasie na uniwersytecie usłyszałam pewnego dnia, jak jeden katolicki ksiądz powiedział, że nie ma diabła i że również nie ma piekła. To było właśnie to, co chciałam usłyszeć! Natychmiast pomyślałam sobie w duchu: jeśli nie ma diabła i piekła, to wszyscy dostaniemy się do Nieba. Kto w takim razie musi się obawiać? Mogę zatem robić to, co mi się podoba.
To, co mnie zasmuca, a co muszę wam z wielkim wstydem wyznać, to fakt, że wiara w istnienie piekła była tym ostatnim sznurem, który trzymał mnie przy Kościele. To egzystencjalny strach przed diabłem trzymał mnie w łączności ze wspólnotą Kościoła. Kiedy więc powiedziano mi, że nie ma szatana i w ogóle piekła, powiedziałam sobie od razu: „Dlaczego mam się jeszcze starać i walczyć o życie według reguł „starego Kościoła?” Przecież wszyscy pójdziemy do Nieba, dlatego całkowicie obojętne jest to, jacy jesteśmy i co czynimy (...) Nie obawiałam się już grzechu i zaczęłam niszczyć moją relację z Bogiem.”
To jest klarowny opis postawy, którą Kościół nazywa grzechem przeciwko Duchowi Świętemu. A jednak Miłosierny Bóg dał Glorii drugą szansę i łaskę nawrócenia.
Czy to ja więc źle zrozumiałem tę wypowiedź księdza? Proszę o pomoc i wytłumaczenie słów księdza Kowalskiego, bo już się gubię, a raczej słyszę sprzeczne- jak mi się wydaje(!) stanowiska na temat tego grzechu, również wśród samych duchownych. Proszę np. porównać wypowiedź ks. Alfonsa Skowronka (http://tygodnik.onet.pl/32,0,27626,2,artykul.html "Wedle nauki Kościoła niemożliwość odpuszczenia zachodzi tylko wtedy, kiedy w grzechu przeciwko Duchowi Świętemu człowiek trwa aż po kres swego ziemskiego życia".)
Kościół stanowczo uczy, że nie wiadomo, czy ktokolwiek został potępiony i że nie można zostać potępionym za życia. Jednak wedle tego, co napisał ksiądz Kowalski taka możliwość- potępienia za życia- zachodzi? Pytam, bo chcę zrozumieć.
Pozdrawiam.
Ksiądz Kowalski nie dopisał tego jednego zdania o trwaniu w takiej postawie. Ale poza tym wszystko jest OK. Temat w naszym serwisie wałkowany jest od początku jego powstania, czyli od 10 lat. Odpowiadający średnio raz na miesiąc - dwa miesiące z mieszanymi uczuciami wpisuje w wyszukiwarkę "Salij przeciw Duchowi Świętemu" i znajduje artykuł o. Jacka Salija na ten temat. Proszę zajrzeć na strony Mateusza, do artykułu Grzechy przeciw Duchowi Świętemu.
We wszystkich tych odpowiedziach chodzi o to, żeby z jednej strony ktoś nie popadał w rozpacz, że już nie ma szans na zbawienie, a z drugiej, żeby naprawdę się nawrócił, a nie lekceważył grzechu i odkładał nawrócenie na potem, jak mu się grzeszenie znudzi. Bo wtedy faktycznie może mieć już tak zdeprawowane myślenie, ze do nawrócenia nie będzie zdolny...
J.