Gość 07.11.2010 23:13
W Duszpasterstwie Akademickim poznałem, pewną dziewczynę zakochałem się w niej a ona we mnie też, w zasadzie to kogoś takiego jeszcze nie spotkałem kto by mnie tak sobą potrafił zachwycić, nie chodzi tylko o wygląd ale zwłaszcza o charakter który w idealnie zgrywa się z moim. Niedawno też wróciłem z Seminarium, niestety ale nabawiłem się pewnego rodzaju nerwicy polegającej na tym, że mam poczucie jakoby Pan Bóg próbował mnie albo zmusić do życia w samotności, a jednocześnie ciągle boję się że On przeznaczył tą dziewczynę komuś innemu i ja nie mam prawa się z nią spotykać bo przekreślę jej życie. Ten przymus to rodzaj pewnego wewnętrznego natchnienia pojawiającego się zwłaszcza w czasie modlitwy (dodam także że coś podobnego miałem przed wyborem studiów, ale w tym nie było żadnej wolności, po prostu przymus, chodziłem nawet z tego powodu do psychologa, brałem leki). Jeżeli rzeczywiści powinienem zrezygnować z miłości do niej dla jej dobra to (choć będzie to trudne tak zrobię) ale jeżeli to tylko moja psychika to nie chcę jej stracić. Co robić? Czym Pan Bóg tak działa i czy przeznacza jedne osoby drugim, czym kierować się przy rozpoznawaniu natchnień i czy mamy prawo marzyć o małżeństwie? Z Panem Bogiem.
Gdybyś potrafił czytać w myślach Pana Boga, mógłbyś uznać, ze Pan Bóg jej dla Ciebie nie chce. Ale nie umiesz. Wiesz że Pan Bóg chce człowieka zbawić, wiesz jaka jest Jego wola w kwestiach moralnych (bo znasz przykazania). Wiesz nawet, że Bóg nie ma nic przeciwko małżeństwu. Ale szczegółów Bożych planów nie znasz. Dlatego spokojnie możesz się starać o względy ukochanej. Czas pokaże, czy będziecie razem czy nie. Przecież coś jeszcze zależy od jej woli. Ale próbować możesz...
J.