Wiktoria 05.04.2010 12:34
Witam.
Niedawno w wypadku zginęły moje dwie najlepsze przyjaciółki. Miałam o to pretensje do Boga. Znałyśmy się praktycznie od zawsze, od bardzo wczesnego dzieciństwa, byłyśmy jak siostry, nawet kłóciłyśmy się jak prawdziwe rodzeństwo. I nagle Bóg zabrał Je, młode 18- letnie dziewczyny, inteligentne, zdolne i przede wszystkim dobre. A mnie zostawił... . Wiem, że Bóg mnie nie opuścił i przez cały ten czas "niesie mnie na rękach", w innym razie nie wiem jak to by ze mną było. Jednak nadal czasem myślę, że to kompletnie bez sensu, przecież były takie młode, pełne życia.
Nie wiem czy nie grzeszę takim myśleniem, ale ja po prostu nie rozumiem. Skoro my tak zawsze razem, to nie wiem dlaczego nas rozdzielał. Wiem, że Odpowiadający nie zna odp. na to pytanie. Ale myślę, że może pomóc mi w czym innym. Nie wiem czy są już w Niebie, czy jeszcze w czyśćcu. Bo tak sobie myślę, że skoro były autentycznie dobre i wierzące i musiały odejść tak wcześnie, to Bóg na pewno zatroszczył się o to żeby były w chwili śmierci w stanie łaski uświęcającej, prawda? Jak wszyscy ludzie miały swoje słabostki. Jak większość młodych lubiły zabawę, kochały życie. I jak już wcześniej pisałam, nie wiem gdzie są teraz, jednak jeśli są w czyśćcu, bardzo chciałabym im jakoś pomóc a naprawdę nie wiem jak... podobno cierpienia czyśćcowe są ogromne; mama tłumaczyła mi, że dusze cierpiące zupełnie inaczej się na to swoje cierpienie zapatrują, bo wiedzą już, że spotkają Boga i na pewno nie zamieniłyby się z nikim żyjącym na ziemi, choćby ten ktoś był najszczęśliwszy na świecie. Niestety póki co niewielkie widzę w tym pocieszenie. W dodatku przypomniały mi się słowa księdza z mojej parafii, który mówił mi kiedyś, że w przyszłym życiu nie będzie miało znaczenia, czy dani ludzie na ziemi się znali, czy byli przyjaciółmi itd. (tłumaczył to na przykładzie zbawionej kobiety, której syn został potępiony. Taka matka nie mogłaby być szczęśliwa gdyby o nim pamiętała, a przecież Niebo to szczęście). Bardzo ciąży mi ta świadomość. Nie wiem czy zmarli nas słyszą, w każdym razie ja powiedziałam moim przyjaciółkom ile dla mnie znaczyły, jak bardzo Je kochałam i że za nimi tęsknię. Za życia nie zdążyłam, zawsze głupio zakładałam, że przecież o tym wiedzą. Ale skoro One nie pamiętają o nas wszystkich, to chyba nie było sensu, prawda? Wiem też, że powinnam w pełni zaufać Bogu i jeśli On twierdzi, że lepiej będzie jeśli o sobie zapomnimy, to ma rację, ale... ja się Go chyba bardziej boję niż Mu ufam. Przepraszam, bo się rozpisałam, a nie zadałam właściwego pytania: jak ja mogę Im pomóc żeby jak najszybciej osiągnęły Zbawienie?
Moja modlitwa chyba nie ma wielkiej mocy, bo nie potrafię zbyt długo wytrwać w stanie łaski uświęcającej, od dobrych pięciu lat męczą mnie myśli bluźniercze, niemal nigdy nie potrafię rozsądzić, które nie są moje a które są prowokowane. Bardzo starałam się odbyć dobrą spowiedź i poświęcić za "moje" dziewczęta Komunię Św., ale chyba znowu nie najlepiej mi wyszło. I niestety póki co nie mam siły odbyć kolejnej spowiedzi, 4 w przeciągu tygodnia, w której pewnie i tak znowu coś źle powiem. Nawet tego nie potrafię dla Nich zrobić, chyba kiepski ze mnie przyjaciel... . A naprawdę bardzo chciałabym odwdzięczyć Im się jakoś, tyle dobra od Nich zaznałam i tyle się nauczyłam. Bardzo proszę o odpowiedź. Mam jeszcze jedno pytanie: czy płacz z powodu tęsknoty za Nimi jest egoizmem? W końcu jest to chyba użalaniem się nad sobą.. .
Z góry dziękuję serdecznie za odpowiedź.
W.
P.S. Jak wiele zasług trzeba mieć aby osiągnąć Wieczność? Jak to jest z młodymi, którzy nie zdążyli nawet wszystkiego osiągnąć? Jak wiele zła trzeba wyrządzić, żeby nawet miłosierny Bóg nie mógł wybaczyć?
P.S.2 Przepraszam, że tak się rozpisałam na temat swoich problemów, Pan pewnie sam ma wystarczająco dużo swoich, a ja jeszcze "pcham się" ze swoimi zmartwieniami. Szczerze Pana podziwiam, że ma Pan chęci i siły odpowiadać na całe mnóstwo pytań, często jedno podobne do drugiego. Musi Pan być naprawdę dobry.
Szczęść Boże.