Maru 07.12.2009 11:35

Mam parę pytań. Nie znalazłam nigdzie żadnej stosownej odpowiedzi, do KKK zajrzałam już dawno dawno na początku poszukiwań odpowiedzi, tak samo jak do Pisma Św., paru encyklik, książek religijnych, dokumentów, itp....

Chciałabym się dowiedzieć, kiedy dokładnie myśli uważane za nieczyste są grzechem? Jest napisane, iż w pełni świadome to grzech, a gdy człowiek robi to podświadomie, we śnie, gdy jest chory psychicznie itp., nie jest grzechem. Tak samo z myślami samookaleczania, samobójstwa... A jeśli jest sytuacja taka, iż człowiek wie, że myślenie takie jest złe, a mimo to wciąż to robi - dając przykład: kobieta pragnie jednego mężczyznę, oboje nie są zamężni, ale są razem , wyobraża sobie pocałunki, przytulania, a nawet współżycie, oczywiście pamiętając, że nie w złych intencjach, tylko z miłości do tej osoby, wie, że takie myślenie jest nie do końca dobre, a wręcz grzeszne,i chce poprzestac tego (bo to męczące, gryzie ją sumienie, czuje się niesprawiedliwa w stosunku do tego mężczyzny), ale wciąż to robi, a próbując oddalić te myśli od siebie, za wolno je odsuwa, tzn. nie przerywa myśli, lecz mówiąc po dzisiejszemu lekko fantazjuje sama przez się, ale wciąż jej jest z tym źle - to to jest grzech (ciężki, jakikolwiek), czy nie? Ogólnie to rozumiem, że myślenie nieczyste o współżyciu pozamałżeńskim jest złe... jednakże czy to tak jak ujęło to Pismo Św. 'Ktokolwiek spojrzy na niewiastę pożądliwie, dopuszcza się grzechu'. Niewiasta w tym cytacie miała znaczenie 'zamężna kobieta', więc czy analogicznie jak spojrzy na niezamężną pożądliwie, to grzechem nie jest, czy jest? W dodatku wyczytałam (nie pamiętam dokładnie, to był jakiś traktat duchownego), że takie myślenie ogólnie nie jest złe, nawet jeśli nie są w małżeństwie razem (i nie są zamęzni z kimś innym), jeżeli jest to myślenie w dobrym kierunku (tzn. nie myślenie o współżyciu jako źródła przyjemności, wychodzącego nie z miłości, a z czystego pożądania, często niezgodnego z pierwotnym znaczeniem aktu współżycia czyli mającego na wzlędzie ewentualne potomstwo; tylko właśnie odwrotnie). W jakim stopniu to jest prawdą?

Do tego pytania dodaję jescze drugie - mówiliście wielokrotnie, że w związku pozamałżeńskim można robić wszystko, o ile nie dojdzie do aktu współżycia albo do wzbudzenia pożądania. Co właściwie macie na mysli pod pojęciem 'pożądanie'? Skoro zwykły pocałunek jest jakąś oznaką pożądania, to wychodzi na to, że nic nie można robić. Poza tym czytałam, że Kościół propaguje wstrzemięźliwość do ślubu właściwie nie dlatego, że to grzech, ale by umocnić miłość między narzeczonymi, potem małżonkami, no i ze względów... etycznych? społecznych? żeby była prawdziwa wierność i pewność, że z nikim wcześniej partner w pełni nie był, oraz by ewentualne potomstwo miało potem całą rodzinę :). Seks przedmałżeński w takim razie nie winien być grzechem. I tu pojawia się dylemat - co jest prawdą? Jeśli to pierwsze, to co można w takim razie robić, skoro i tak właściwie wszystko wynika z pożądania w jakimś stopniu?

Czy jest jakaś przeszkoda, by odmawiać/odśpiewywać żydowskie modlitwy/pieśni? Skoro nasz Kościół wywodzi się od judaizmu, to nie powinno raczej być... Tak samo czy można chodzić na msze, nabożenstwa do świątyń innych religii, jak nie ma się w okolicy innej? Skoro liczy się wiara, to czy będzie się liczyło, jak nie pójdzie się na Mszę do kościoła rzymsko-katolickiego, tylko do synagogi, cerkwii, meczetu, lub pójdzie się do buddyjskiej/shintoistycznej świątyni? Oraz czy jeżeli nie wierzy się w Boga - tylko w inne bóstwa, Allaha, Buddę, czy kogoś/coś tam, ale czyni się dobro, i postępuje moralnie właściwie, to czy tacy ludzie też będą zbawieni? W końcu się liczą uczynki, a nie wiara... Nawet jak się zna religię chrześcijańską, to niewiara w nią nie powinna być karana niedopuszczeniem do życia wiecznego... Tak jak było gdzieś napisane, że nawet jakby się wierzyło w złego boga, a czyniło dobro, to jest się zbawionym, niż ten co wierzy we 'właściwego' boga (skąd mamy wiedzieć zresztą, jaki jest właściwy? czyż nie każde bóstwo jest tym Jedynym? przecież każda religia właściwie wierzy w takiego samego Boga, tylko inaczej wyobrażonego, nawet religie politeistyczne). Kościół bodajże mówi, że kto nie wierzy po chrześcijańskiemu, ten.. hm... jest potępiony.

I moje ostatnie pytanie - jeśli ktoś z Waszego kręgu zna choć trochę język aramejski, chciałabym prosić o zapis w tym języku zdania 'Bóg jest Miłością' (w transkrypcji i alfabecie aramejskim). Chciałam wygrawerować to na różańczyku, ale ani internet, ani znajomi księża nie mogą mi pomóc :).

Z góry dziękuję, szczęść Boże!

Odpowiedź:

1. Myśl jest nieczysta, gdy dotyczy rzeczy nieczystych. A jest grzechem, gdy jest chciana, akceptowana, gdy człowiek jej szuka, gdy się z lubością na niej zatrzymuje.

A nieczystym jest myślenie o seksie (także pettingu, namiętnych pocałunkach itd) z każdą osobą, która nie jest małżonkiem tej konkretnej osoby.

2. Nigdy nie napisano w tym serwisie, że przed ślubem dozwolone jest wszystko, byle nie dochodziło do współżycia. Przed ślubem nawet myśli dotyczące współżycia są grzeszne, więc tym bardziej konkretne działania, będące wynikiem pożądania, mające wzbudzić przyjemność seksualną.

Także określenie "przed ślubem" jest nieostre. Bo wśród naszych czytelników oznacza zarówno ludzi, którzy chcą zawrzeć małżeństwo, jak i tych, którzy w ogóle o tym jeszcze nie myślą. Albo nawet nie zamierzają o tym myśleć. W tym pierwszym przypadku okazywane czułości, jakieś gesty mające wyrazić bliskość, jej pragnienie są zrozumiałe. Ewentualne niechciane podniecenie seksualne, jakie się wtedy pojawia, trzeba się nauczyć opanowywać. Ale nie ma żadnego powodu, by uznać za moralnie dopuszczalne narażanie się na grzech nieczystości osoby, które trzy godziny wcześniej poznały się na dyskotece.

W kwestii pożądania czy jego braku, podniecenia seksualnego czy jego braku... Może lepiej mówić w tym kontekście o przyjemności seksualnej. Seksualnej, a nie wynikającej z innych czynników. Chyba to prościej wyjaśnia co wolno, a czego poza małżeństwem nie powinno się robić.

3. Tutaj jest całe mnóstwo pytań, wiec po kolei...

a) Judaizm jest inną religią, więc nie jest obojętne, czy ktoś jest żydem czy chrześcijaninem . Ale chwalenie Boga takimi pieśniami grzechem nie jest na pewno.

b) Czy przyjęłabyś wypłatę w opakowaniach od cukierków? Nie? A przecież zarówno banknot jak i to opakowanie, to papierek. Nie ma różnicy? Nie jest obojętne czy uznajesz, ze Jezus Chrystus jest Twoim zbawicielem, czy uznajesz, ze jest nim Mahomet, Budda czy jeszcze ktoś inny. Albo wierzysz Chrystusowi, albo nie. Chrześcijanin na pewno nie powinien uczestniczyć w modlitwach innych religii.

Natomiast co do uczestnictwa w nabożeństwach innych wyznań chrześcijańskich... Jeśli nie ma w pobliżu kościoła katolickiego, można pójść do cerkwi. Bo tam Eucharystia jest ważnie sprawowana. Ale większość innych wspólnot chrześcijańskich nie ma ważnej Eucharystii. Więc nie ma czegoś takiego, jak zastępowanie Mszy katolickiej nabożeństwem ewangelickim. Katolik w takim wypadku może się pomodlić sam w domu. A najlepiej pomodlić się razem ze swoją rodziną...

c) Allah to Bóg. Budda za Boga się nie uważał... Strasznie mieszasz...

d) o czyimś zbawieniu czy potępieniu decyduje sam człowiek i Bóg, a nie Kościół. Ale ten Bóg, przez Jezusa pouczył, że do zbawienia potrzebna jest wiara w Chrystusa, a nie w Buddę, Mahometa czy jeszcze tam kogoś. Nie jest obojętne w kogo wierzysz. Dokładniej: być może różne religie oddają część jedynemu Bogu (na pewno judaizm) ale nie znają go tak, jak znają chrześcijanie. Ktoś, kto poznał Go przez Jezusa Chrystusa nie powinien wracać do niepełnego obrazu, który niosą inne religie. A najważniejsze: tym co wyróżnia chrześcijan nie jest wcale wiara w Boga: wyróżnia nas wiara w Jezusa Chrystusa, Bożego Syna. To Jego imię nosimy: chrześcijanin, christianoi, czyli należący do Chrystusa...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg