W rozterce 29.08.2008 22:04
Interesuje mnie zagadnienie nauk Kościoła dotyczących (być może dość odrębnych tematycznie) zjawisk onanizmu, bioenergoterapii i antykoncepcji. Zdaję sobie sprawę, że na ten temat napisano już wiele i właściwie trudno tu o kwestie sporne, w moim wypadku sytuacja jest natomiast trochę inna. Na przestrzeni ostatnich lat zauważyłem nawarstwianie się dość niepokojącej świadomości w stosunkowo szerokich kręgach lekarskich, która w zetknięciu z obecnym nauczaniem Kościoła trzyma się zakorzenionych w dotychczasowej mentalności błędów. Sam pochodzę z rodziny z raczej "medycznym" rodowodem, a ponadto tego typu dziedzinami zajmuje się również znaczna część moich znajomych. Chciałbym natomiast przytoczyć tutaj kilka przypadków.
Pierwszy dotyczy lekarza, który po wielu latach walki z chorobą układu kostnego został uzdrowiony przez słynnego bioenergoterapeutę. Próbowałem wielokrotnie poruszać z nim ten temat wobec stanowiska Kościoła, tym bardziej, że znam go jako człowieka niezwykle silnej wiary, prowadzącego życie głęboko katolickie. Po kilku(nastu) próbach podejmowania dłuższych rozmów, wylał na mnie całą złość za "szkalowanie świętego człowieka", który uzdrowił go dzięki danym mu przez Boga darom, po czym udzielił mi wykładu na temat potencjalnego zastosowania bioenergii, która wypełnia organizm każdego człowieka i niedługo znajdzie szerokie zastosowanie we współczesnej medycynie. Do dzisiaj wychwala każdą formę bioenergoterapii, a Kongregację Nauki Wiary uważa za grupę fanatyków i hipokrytów wobec postępu nauk medycznych.
Drugi przypadek odnosi się do kolejnej bliskiej mi osoby, związanej z zagadnieniem seksuologii. Twierdzi ona, że jednym z pierwszych i naturalnych praw rozwoju seksualnego człowieka jest stymulacja doznań erotycznych w celu zaspokojenia szkodliwego bagażu emocjonalnego, związanego ze sferą życia intymnego. Problem jest podobny, ponieważ swoim poglądem dzieli się z pacjentami, wierząc, że w ten sposób pomoże im osiągnąć równowagę w prawidłowym rozwoju psychicznym, tym samym, obawiam się jednak, szkodząc wielu spośród młodszych, bądź samotnych osób, które przychodzą do niego po poradę. Wszelkie zalecenia Kościoła są w tym wypadku niestety odrzucane jako niefachowe i nie mające podstaw medycznych.
Cóż, na końcu pozostaje trzecia sytuacja, nie odniosę jej jednakże do nikogo w szczególności. Jest to pogląd dość szeroki i powszechny w moim środowisku. Mówię tu o traktowaniu współczesnych form antykoncepcji, jako naturalnych (oczywiście naukowo, co znaczy w tym wypadku: moralnie) metod zapobiegania ciąży. Obawiam się, że należę do dość nielicznego grona osób, które starają się przeciwdziałać ewolucji powyższych teorii, czuję się jednak odpowiedzialny za członków mojej rodziny, przyjaciół i znajomych odbiegających dalece od zaleceń, na których opiera się nasza religia. Są to jednak bardzo dobrzy fachowcy, troszczący się o dobro swoich pacjentów i wspaniali ludzie, których znam z codziennego życia. Będąc równocześnie zaangażowani w życie lokalnej wspólnoty kościelnej odrzucają wszelkie, zarówno racjonalne, jak i oparte na doświadczeniu duchowym argumenty przeciw pewnej skostniałej mentalności w naszym środowisku.
Chciałbym prosić o modlitwę za te osoby, a jednocześnie o poradę, jak powinienem radzić sobie podczas pojawiających się ostatnimi czasy spięć na tym tle, jakie występują między nami. Osobiście obrałem trochę inną drogę zawodową i choć planuję w najbliższym czasie podjąć się również kształcenia w zakresie psychologii, często brakuje mi gruntownej wiedzy do odparcia coraz częstszych, czasem abstrakcyjnych dla mnie argumentów. Jednocześnie martwi mnie wrogie podejście do czynionych przeze mnie prób polemiki i dopatrywanie się w przedstawianych przeze mnie wskazaniach mojej obsesji. Czy ich, oparte przecież na dobrych intencjach, działania mogą być odebrane jako znaczna wina przez Kościół? Czy może to stanowić przeszkodę w uczestnictwie w życiu lokalnej wspólnoty, przyjmowaniu sakramentów? Czy też może to ja, pomimo bycia praktykującym chrześcijaninem powinienem zaprzestać dalszych upomnień, widząc, że prowadzą tylko do zgorszenia wśród osób mi bliskich? Czy powinienem skonsultować swoje problemy z osobą duchowną, czy też sam pod wpływem lektury pism apostolskich i nauk kościelnych postąpiłem zbyt daleko naprzód i wyolbrzymiam problemy natury światopoglądowej, wobec których może sam jestem zbyt krytyczny? Znam oficjalne stanowisko Kościoła, jednak wiem, że wiele uzależniają okoliczności, nie chciałbym jednak poruszać tego problemu z osobą duchowną, bez konsultacji z kimś mającym istotne podstawy teologiczne i mającym dość często do czynienia z tego typu pytaniami.