15.07.2008 14:59
Kilkanaście lat temu przeżyliśmy z mężem głębokie nawrócenie. (...) Do niedawna byliśmy bardzo szczęśliwi, trwamy na modlitwie, mąż chodzi codziennie na mszę od 10 lat i zawsze mnie kochał. Jednak pół roku temu stwierdził, że już mnie tak nie kocha, ponadto chyba popadł w pracoholizm-często nie wraca na noc. Ostatnio wróciliśmy z oazy i dalej jest to samo. Jestem załamana-czy tak może być w małżeństwie, które wiernie służy Bogu-dlaczego Bóg do tego dopuszcza? Dlaczego nie pomagają modlitwy?Jestem zrozpaczona-mam okropne myśli-nie chce mi się żyć, ciągle płaczę-jak wychowywać adoptowane dziecko, kiedy nie mam już sił?
Odpowiedź:
Nie wiem dlaczego w Pani małżeństwie dzieje się coś niedobrego. Przyczyn może być wiele i nie mieszałbym w to Pana Boga. On na pewno chce waszego szczęścia. Przecież pobłogosławił wam udzielając sakramentu...
Co może być tą przyczyną? Jak napisałem, nie wiem, ale... Koło czterdziestki wielu ludzi dopada tzw demon południa. To znaczy zaczynają spoglądać na swoje życie i z perspektywy mniej więcej jego połowy oceniać, jak wypadają i jakie mają perspektywy. A że zawsze można osiągnąć więcej rodzi się pokusa, by coś radykalnie zmienić. Jedni zmieniają wygląd czy miejsce zamieszkania, inni pracę, jeszcze inni żony (czy mężów). Albo wszystko to na raz.
Lekarstwem na tą chorobę jest... stałość. Trudno do niej przekonać, ale to dobra metoda. Trwać mimo wszystko, bo te rozterki miną. Trzeba trochę popłakać nad swoimi grzechami, gorliwiej sie modlić, gorliwiej oddać dziełom miłości i porozmyślać nieco o swoim końcu (to już połowa życia).
Jak pani może pomóc? Myślę, ze na wszelkie tego typu kłopoty dobra jest umiejętność słuchania, dzielenia z innym rozterek. Nie chodzi o to by wymuszać zwierzenia, ale by stworzyć klimat, w którym można coś powiedzieć. Czasem żony, mężowie przyjmują wobec swoich partnerów taką postawę, jakby oni już nic nowego i ciekawego nie mogli powiedzieć; jakby ich niepokoje, lęki, żale były tylko marudzeniem nudziarza. Szczere zainteresowanie dylematami drugiego człowieka, zainteresowanie się jego nawet niedorzecznymi obawami czy pretensjami, ale z bez wymuszania zwierzeń, naciskania, to chyba dobry sposób na uzdrowienie sytuacji...
J.