10.04.2008 21:37
Przez przypadek natknęłam się w sieci na stronę:(...) W oczy rzucił mi się szczególnie przedostatni akapit, odnośnie stanowiska Kościoła w tej sprawie. Jak to właściwie jest? Skoro był jeden przypadek takiego małżeństwa, to znaczy, że może być ich dużo więcej?
W podręczniku teologii moralnej czytamy dokładnie coś innego... Przytoczmy te tekst:
"Kościół katolicki stara się nie utrudniać transseksualistom wejścia w nowe, lepsze życie. Uważa, że transseksualizm jest sprawą wrodzoną i w tym szczególnym przypadku nie wnosi zastrzeżeń, co do korekty płci. Oficjalnie jednak Watykan wypowie się w tej sprawie po dokładnym zbadaniu przyczyn transseksualizmu przez naukowców. - Wystarczy, że ktoś taki przyjdzie do nas ze sprostowanym aktem urodzenia czy wyrokiem sądowym, wówczas kierujemy sprawę do sądu kościelnego, a potem nanosimy poprawki w metryce chrztu - wyjaśnia ks. Stanisław Szczepura - Jeśli zaś chodzi o zawarcie ślubu kościelnego, to wystarczy zaświadczenie lekarskie o potencji. Jednym z warunków zawarcia związku małżeńskiego jest bowiem zdolność do współżycia płciowego, co nie musi oczywiście być równoznaczne z możliwością posiadania dzieci. Niepłodność nie jest przeszkodą w zawarciu małżeństwa w Kościele, a jedynie impotencja. Ale o to pytamy każdego, nie ma więc żadnej dyskryminacji w stosunku do transseksualistów".
Otóż Kościół wnosi zastrzeżenia co co do korekty zmiany płci. Uważa je za niemoralne. Bo nie mamy tu do czynienia z terapią, ale z próbą dostosowania ciała do wewnętrznych odczuć danej osoby. Niszczy się więc zdrowe organy, by pomóc - najczęściej nieskutecznie - psychice. Dopuszczalne byłyby tylko odwrotne działania: psychoterapia pozwalająca transseksualiście w pełni identyfikować się ze swoją płcią. Niestety, te akurat działania (poza wczesnym dzieciństwem) nie są skuteczne....
Co więcej, transseksualista nie może zawrzeć ważnego związku małżeńskiego. Jeśli nie doszło do zmiany i operacji płci, to na podstawie kanonu 1055 i 1057 paragraf 2. Tak napisał w swoim podręczniku moralnym ks. A Kokoszka tłumacząc brak zdolności takiej osoby do wyrażenia zgody małżeńskiej, która zawierałaby to, co nazywa się "prawem do ciała". W dostępnym w internecie podręczniku prawa małżeńskiego czytamy: "Gdyby z taką prośbą (o zawarcie małżeństwa) zwrócono się przed dokonaniem operacji, powinno się określić osobę po zewnętrznych cechach płciowych i nie należy jej odmawiać zawarcia ślubu. Jeśli zachodzi wątpliwość co do możliwości wypełnienia przez nią jakiegoś obowiązku małżeńskiego, ale brak jest pewności, nie można jej zabraniać małżeństwa". Czyli jest to stanowisko nieco bardziej łagodne. Dokładniej: łagodniej traktujące sytuacje, gdy nie ma pewności co do możliwości wypełnienia przez tą osobę jakiegoś ważnego obowiązku małżeńskiego...
Po operacji też jest niemożliwe, gdyż transseksualista ma ciągle swoja pierwszą płeć, a nie ma ważnych związków miedzy osobami tej samej płci. Tu akurat nie ma wątpliwości. Tak wypowiedziała się Kongregacja Nauki Wiary (zobacz
TUTAJ J.