Anna 03.03.2008 01:29

Dzis w trakcie spowiedzi, ksiądz powiedział mi że jeżeli nie chodziłam do kościoła na msze niedzielne, moje codzienne modlitwy nie docierały do Boga i odbijały się od muru mojego grzechu głównego.
Czy tak mam myśleć? Czy moje głęboka wiara i moje poczucie kontaktu z Bogiem dzięki mojej codziennej modlitwie to ułuda? Bardzo mnie to stwierdzenie zabolało. Wiem, że grzechem jest jest absencja na mszy, jednak chyba nie przekreśla mojego kontaktu z Bogiem, nie sprawia, że moje modlitwy trafiają w próżnię. Z kim wobec tego rozmawiam wieczorem, czy podczas wizyty w kościele NIE na mszy?
Proszę mi odpowiedzieć.Bardzo mnie to boli, bo ja moją łączność z Bogiem CZUJĘ. I WIEM, że On mnie słyszy.
Czy się mylę?

Odpowiedź:

Kto bez ważnego powodu opuszcza niedzielna Mszę, popełnia grzech ciężki. Czyli gdyby umarł, nie mógłby osiągnąć nieba. Czy w tym stanie można się modlić? Można. Czy Bóg słyszy? Słyszy. Ale na pewno jest w tej modlitwie jakiś poważny brak. Na pewno trudno powiedzieć, ze żyje się wtedy w przyjaźni z Bogiem. Bo przecież ciężki grzech zniszczył tę przyjaźń...

Proszę zwrócić uwagę na pewną bardzo ważną rzecz: Bóg nas słucha nie dlatego, że Pani tak to odczuwa. Bóg nas słucha zawsze, bo tak chce, taka jest związana z modlitwą obietnica (choć trudno mi teraz wskazać konkretny tekst Pisma, który by te z tezę uzasadniał). Kiedy pewnego dnia będzie się Pani wydawało, że nie słucha, że Panią opuścił, odczucie będzie na pewno fałszywe. Powtarza sie to każdemu, kto skarży się na tzw noc zmysłów, brak duchowej pociechy na modlitwie. Odwrotnie to też działa. Obiektywna prawda o naszym stanie, a nie subiektywne przekonania są miernikami naszej przyjaźni z Bogiem...

J.


Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg