pytajnik 07.01.2008 17:19

Szczęść Boże! Moje pytanie dotyczy narażania swojego życia na niebezpieczeństwo.

Jedna z dróg prowadzących z mojej uczelni na przystanek jest
powiedzmy dość niebezpieczna, bo prowadzi tyłem wydziału: kilka bardzo ciemnych załuków, jakieś zarośla, w pobliżu za starym płotem jest rzeczka i dość ciemno bo latarnia jest nieco dalej. Z uczelni wracam o 21:00 zwykle z koleżanką, więc wtedy nie mam obaw, że idziemy tą podejrzaną uliczką, bo idziemy we dwie.
Ostatnio jednak szłam sama. Wyszłam odruchowo w tym kierunku, i mimo iż po kilku krokach zorientowałam się, że jestem sama i nie powinnam iść tamtędy. Wiedziałam, że jest jprzecież druga, znacznie bezpieczniejsza droga, jednak szłam dalej. Idąc, próbowałam to tłumaczyć się, że właściwie niczego złego nie robię, to znów zauważałam, że przecież wystarczyło się wrócić na samym początku. Było mi głupio, że jak zawrócę to stojący jeszcze przed wydziałem będą się dobytywać czemu się wracam. Przypomniałam sobie też, że w ubiegłym tygodniu stali w tej ciemnej uliczce jacyś ludzie i teraz też w oddali wyglądało jakby tam byli. Szłam więc tak świadomie i dobrowolnie, trzymając sie jednak środka drogi aby, w razie czego być zauważoną i by ktoś mógł pospieszyć z pomocą.
Zastanawiałam się cały czas czy ten mój czyn nie jest materią ważną i czy nie kwalifikuje się do grzechu ciężkiego. Nie spieszyłm się przecież na autobus... Wiedziałam też, że nawet jak już na sam koniec postanowię wrócić i pójść tą drugą bezpieczniejszą drogą, to moja przyzwolienie na ten pierwszy wybór poszło i tak za daleko, i grzech został popełniony już w samej woli. Poza tym bez sensu było wracać się w końcówce, bo naraziłnbym się w ten sam sposób wracając. Szłam więc z jednej strony wiedząc, że robię bardzo źle a z drugiej trochę się usprawiedliwiając.
Czy był to grzech ciężki?

Długo męczyłam się potem nie wiedząc, czy mam iść do spowiedzi czy mogę spokojnie przyjąć Komunię świętą. Wiem, że granica grzechu ciężkiego, oprócz tych trzech warunków, zależy też od danego człowieka: czy on to rozumie jako rzecz ważną czy nie. Wiem, że takich sytuacji może być bardzo wiele, ale jak mam rozeznać kiedy ta materia jest wielka a kiedy nie? Poza tym sam fakt NARAŻANIA ŻYCIA już jest wielki i poważny.

Czułam taki straszny niepokój, ale jednak do Komunii przystępowałam. Nie wiem, czy słusznie, bo spowiednik kiedyś mówił, że jeśli jest niepokój, to lepiej przyjść z tym do spowiedzi. Inny ksiądz przy ostatniej spowiedzi kiedy rzecz dotyczyła 6. przykazania kazał wątpliwości rozstrzygać na swoją korzyść. Nie wiem czy nie byłoby zbytnim uproszczeniem stosować tę zasadę i w tym przypadku.
I ostatnie: Czy jeśli np. spieszyłabym się bardzo na autobus, można przyjąć, że nie jest to dobrowolne i wówczas nie byłby to grzech ciężki?
Dziękuję za pomoc

Odpowiedź:

Zdaniem odpowiadającego nie było w Twoim postępowaniu żadnego zła. Nie może więc być mowy o grzechu. Dlaczego? Szłaś uliczką. To, że wygląda ona na niebezpieczną nie znaczy, że faktycznie taką jest. Nawet kiedyś dochodziło na niej do napadów, trudno by było chodzenie nią uznać za grzech narażania się na niebezpieczeństwo. Naprawdę. Napaść na człowieka można wszędzie. Nawet na klatce schodowej. Nie zawsze broni przed tym bycie wśród ludzi. Gdyby chodzenie podejrzaną uliczką uznać za grzech musielibyśmy uznać zań przechodzenie przez jezdnię albo jazdę samochodem...

Nie traktuje tego jako zachęty do braku roztropności. Tylko jako ocenę, że w opisanej przez Ciebie sytuacji nie ma mowy o grzechu.

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg