Tunia 29.04.2006 18:27
Witam serdecznie i mam takie pytanie.Jeśteśmy małżeństwem od 19 lat, przez wszystkie lata nasze małżeństwo było nieudane - mąż nadużywał alkoholu, robił przy tym różne głupie rzeczy,z aciągał długi, zdradzał a ja mu całe życie wybaczałam jak w biblii nakazana 77 razy. Nigdy nie miał poczycia winy, nigdy nie przepraszał, ciągle tylko wyzywał, przeklinal i nieważne czy był trzeźwy czy pijany. Przeżyłam w tym związku wszystko, zdradę pobicia ubliżania, porzucenie i zawsze wyciągałam rękę. Był nawet taki okres, że wyjechał za granice na 3 miesiące do pracy i przedłużył sobie pobyt do 3 i pół roku-zostawiając mnie z małym dzieckiem bez środków do życia i nie przysyłając mi ani grosza. Przetrwałam i to i choć wiedziałam, że dobrze sie bawi, baluje na dyskotekach pojechałam po niego, zapłaciłam mu bilet i przywiozłam do kraju (oczywiście nie miał grosza przy duszy)Przez cały okres naszego małżeństwa nie chodzi do kościoła, nie korzysta z sakramentów, nie modli sie. Od 9 lat nie współżyjemy już ze sobą ponieważ mąż zaspakaja się przez masturbacje i pornofilmy. Obecnie pije codziennie, jest alkoholikiem ale nie widzi u siebie żadnego problemu i nie ma zamiaru się leczyć. Wiem, że dopóki on sam nie uzna, żę chce się leczyć to przymusowe leczenie nie przyniesie efektów (jego ojciec był 6 razy na takim leczeniu i nadal pije) Ja w związku z tym leczę sie w PZP mam przez niego poważną depresję, nerwice lękową i współuzależnienie. Mam 39 lat dwoje dzieci w wieku 9 lat i 17 lat i wiem,że postawa ojca źle wpływa na dzieci. Ciągle słyszą wyzwiska, przekleństwa, nieraz siadając do komputera natrafiały na niezamknięta stronkę porno lub wchodząc do pokoju widziały jak mąż ogląda filmy porno. Proszę mi odpowiedzieć czy w związku z tym powinnam być nadal jego żoną?? Psycholodzy i terapeuci do których chodzę mówią że nie-ale jestem po ślubie kościelnym i nie wiem co mam robić. Czy jeśli wezmę rozwód i będę żyła sama będę żyła w grzechu?? Czy będę mogła korzystać z sakramentów?? Jestem osobą bardzo wierzącą i niewyobrażam sobie życia w odaleniu od Boga.Kościół nie dopuszcza rozwodów, a ja żyjąc z nim dłużej skończę w zakładzie psychiatrycznym. Bo przykazanie:"Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego" jest tu nawet nieadekwatne do mojej postawy-męża miłuję bardziej niż siebie samą bo przez bycie z nim tracę zdrowie. Z drugiej jednak strony przysięgałam przed Bogiem, że go nie opuszczę aż do śmierci-co mam robić. Prosze o odpowiedź. Pozdrawiam.