madzia
08.03.2006 18:00
1) Czy w przypadku, jeśli mąż mnie opuścił i spotyka się z inną kobietą, z którą zamierza związać się na stałe, mąż dostanie rozgrzeszenie?
2) Czy mogę przyjmować komunię świętą, mówiąc sobie w myśli, że robię to w imieniu w/w męża?
3) Czy jeśli mąż odwrócił się od Boga, to, że ja się modlę o niego i za niego, ma sens? Czy ważniejsza jest, jeśli można tak się wyrazić, modlitwa własna za siebie, czy modlitwa kogoś za tę osobę?
4) Jaki sens ma modlitwa, jeśli wiadome jest, że Bóg kocha nas i pomaga, bez względu na to, co robimy?
Odpowiedź:
1. Odpowiadajacemu nie wydaje sie, by w takim wypadku mógł otrzymać rozgrzeszenie. Bo nie widać żalu, postanowienia poprawy.
2. Nie można przyjmować komunii w czyimś imieniu. Można przy tej okazji gorąco prosić Boga obecnego w naszym sercu w czyjejś intencji.
3. Modlitwa wstawiennicza za bliźniego ma zawsze wielką wartość. Zawsze należy do niej zachęcać.
4. Hmm... Sam Pan Jezus zachęcał, byśmy prosili... Bo w modlitwie nie chodzi tylko o wysłuchanie czy nie wysłuchanie prośby. Bóg nie jest - mówiąc obrazowo -dżinem z lampy Alladyna, który ma spełniać nasze zachcianki. W modlitwie chodzi także o osobowy kontakt z Bogiem, o przyjaźń z Nim. Jest to niezwykle ważne, bo ma ogromny walor wychowawczy (dużo przymiotników, ale naprawdę trzeba tę sprawę zaakcentować). Na modlitwie człowiek uczy się rozumieć Boga i zgadzać z Jego wolą. O ile na początku drogi chrześcijanina jest często stawianie siebie na pierwszym miesjcu, wyrażające się czasem w oskarżaniu i sądzeniu Boga, o tyle człowiek rozmodlony rozumie kim jest on sam i kim jest Bóg. Łatwiej mu postawić Boga na pierwszym miejscu i zrezygnować ze swojego ja. Dlatego też łatwiej mu realizować Ewangelię w swoim życiu.
Proszę wyobrazić sobie teraz modlitwę chrzescijanina dojrzałego i niedojrzałego. Niedojrzały będzie - jak napisano wyżej - traktował Boga jako kogoś, kto powinien spełniać życzenia, bo przecież kocha i podobno się człowiekiem opiekuje. Kiedy pojawi się w życiu coś nie po jego myśli, zacznie się bunt. Czasem prowadzący ostatecznie do odrzucenia Boga. Taki człowiek nie pomyśli, że Bóg nie wysłuchał jego prośby dla jego dobra. Nie pomyśli, że sama prośba była krótkowzrocza, niewłaściwa. Że jej spełnienie zamknęłoby możliwość osiagnięcia większego dobra. Ten człowiek wierzy w Bożą opiekę teoretycznie, ale nie ufając Bogu nie ma szansy na dojrzałe chrześcijaństwo.
Człowiek dojrzały zaś prosi inaczej. Częściej dodaje w modlitwie "bądż wola Twoja". Bo wie, że Bóg ma zawsze rację, że Bóg wie najlepiej. O wiele spraw Boga nie będzie prosił natarczywie, bo sam, jako osoba wyrobiona duchowo, widzi, że niekoniecznie spełnienie prośby przyniesie dobre skutki. I w sumie chyba (bo ostatecznie zależy to od Boga) Bóg częściej będzie kogoś takiego wysłuchiwał po jego myśli....
Bo chyba zupełnie inaczej jest, gdy dziecko prosi mamę: "mamo, musisz mi koniecznie pozwolić pójść na dyskotekę", a inaczej, gdy prosi: "mamo, ja rozumiem, ze się o mnie boisz, bo wiem, że na dyskotekach ludzie robią różne złe rzeczy; obiecuję, że nic złego nie zrobię, pozwól mi pójść"...
J.