Załamana 28.02.2006 00:35
Szczęść Boże.
Wiem, że to nie poradnia psychologiczna, ale może trafię tutaj na osobę, która chociaż w kilku słowach zmotywuje mnie do dalszej owocnej pracy, a właściwie posługi. Jestem katechetką i zastanawiam się skąd w ludziach duchownych tyle jadu? Oczywiećie nie we wszystkich, ale w mojej parafii od 3 lat tak. Katecheta to właściwie takie chodzące "nic". Jak wyraził sie proboszcz, nie jesteśmy niczym związani z parafią, bo to szkoły nas zatrudniają i tyle. Miałam do tej pory inne zdanie, myślałam przez prawie 20 lat posługi katechetycznej, że wiele wiąże nas z parafią. A tu okazuje się, że byłam w błędzie. Na codzień słyszę, że księża sobie sami poradzą ze wszystkim, nie potrzebują katechetów ani do rorat, ani do nabożeństw różańcowych, wielkiopostnych dla dzieci szkolnych. Jako katecheci nie wiemy nawet, kiedy są rekolekcje wielkopostne. Proboszcz odebrał nam nawet prawo korzystania z hurtowni, gdzie od wielu lat zaopatrywaliśmy uczniów w tańsze bo w cenach hurtowych katechizmy, ćwiczenia, rzetelnie sie rozliczając nigdy nie było skarg. Skąd tyle jadu? w czasach, gdy wszyscy powinniśmy się przecież miłować. Dziękuję, że ktoś zechciał chociażby tylko przeczytać.