Ola 21.02.2006 19:40

Witam,
mam laptopa z bezprzewodowym dostępem do internetu (tzw. WLAN lub Wi Fi). Czy podłączjąc się do sieci, które rozpoznaje mój komputer popełniam grzech? Zastanawiam się czy to nie jest tak, jakbym podkradała komuś internet? Zaznaczam, że sieci, o których mowa są niezabezpieczone, czyli nie włamuję się do nich. Z góry dziękuje za odpowieź. Szczęść Boże!

Odpowiedź:

Hmmm... Może trzeba poinformować kogo trzeba, że sieć nie jest dostatecznie zabezpieczona? Bo to chyba nie tylko problem możliwości korzystania z internetu przez tych, którzy nie płacą...

Aby czyn nazwać grzechem zawsze musi to być pewne zło. To sprawa fundamentalna. Czy jest złem skorzystanie z czyichś usług nie płacąc mu za nie? Zasadniczo tak. Jeśli nie płacę robotnikowi za wykonaną pracę, to:

a) ponosi on za mnie koszty materiału (jeśli takowe były),
b) stracił, bo w tym samym czasie mógł zarobić u kogoś innego,
c) jako zlecający wykonanie jakiegoś zadania nie wywiązałem się z umowy.

Może się więc zdarzyć, że nie płacąc pracownikowi za wykonaną pracę wpędzam go w finansowe kłopoty. Zwłaszcza jeśli zdarza się to częściej. Na pewno jest to kradzież.

Problem w tym, że w wypadku darmowego korzystania z bezprzewodowej sieci tych czynników nie ma. Dla właściciela nie ma znaczenia, czy skorzysta jedna osoba więcej czy nie. Nie stracił też czasu, bo sieć i tak istnieje. Nie wydał pieniędzy na doprowadzenie sieci do konkretnego użytkownika. Nie było też żadnej umowy... No i co najważniejsze, nie było zabezpieczeń. To nie kwestia roztargnienia, jak przy zostawieniu kluczyków w samochodzie. Trudno przypuszczać by operator sieci o tym nie wiedział. A chcącemu nie dzieje sie krzywda...

Odpowiadajacy skłaniałby się do opini, że w tej sytuacji nie można mówić o grzechu...

Dla ilustracji przykład z zupełnie innej dziedziny. Czy należy płacić za nocleg w schronisku? Nawet jeśli jest to nocleg na podłodze? Myślę że tak. Ale spotkałem się kiedyś z bardzo dziwną sytuacją. Póżnym wieczorem (przed 21) przyszedłem z kolegą do jednego ze słowackich schronisk. Na dworze było dość mokro i zimno, więc nie chciało nam się spać na dworze. Ku naszemu zmartwieniu odkryliśmy, że nikogo w nim nie ma. Ale drzwi były otwarte. Otwarte i zabezpieczone przed zamknięciem (założony był przytrzymujący je haczyk). Było to do tego stopnia dziwne, że sprawdziliśmy z kolegą czy gospodarzowi coś się nie stało i gdzieś nie leży. Ale nikogo nie było. Rozłożylismy się na podłodze (choć pokoje były otwarte, a łóżka przygotowane do noclegu). Skorzystaliśmy tylko z wody. Rano też nikt nie przyszedł, więc koło 8, - o ile dobrze pamiętam - nie zostawiając żadnych pieniędzy wyszliśmy. Czy była to kradzież?

Zdaniem odpowiadającego nie należy zapominać, że w relacjach miedzyludzkich oprócz podejścia handlowego mamy jeszcze do czynienia ze zwykła życzliwością, czasem z jakimś marketingowym chwytem, czasem z przymknięciem oka (żeby sieć szybciej chodziła). I chyba nie warto robić z tego wielkiego problemu...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg