10.02.2006 11:05

Ktoś pełnoletni pije alkohol uważając, aby nie wypić go zbyt dużo. Absolutnie nie chce utracić kontroli nad sobą. Problem w tym, że alkohol nie działa tak od razu. Po jakimś czasie człowiek orientuje się, że zaczyna być ogólnie wesoły, że czasem powie coś szybciej niż pomyśli (jednak to zdarza mu się również bez picia). Zapala się czerwona lampka.

Jednak nie przestaje całkowicie pić alkoholu. Pije go jednak powoli, cały czas nie mając intencji upicia się.

Czy taki stan wesołości, który jest sztucznie spowodowany alkoholem, jednak człowiek cały czas się pilnuje i potrafi zachować też trochę powagi, kiedy trzeba, jest grzechem?

Dokładniej: człowiek jest gadatliwy bardziej niż zwykle, jakiś taki ruchliwy, ale cały czas sam sobie mówi: co ty taki wesoły? Uważaj z tym alkoholem, spróbuj trochę tej wódki, ale: uważaj.

Czy to jest jakieś balansowanie na granicy?
Czy taki stan to już upicie?

Odpowiedź:

Hmmm... Zdaniem piszącego te słowa, to nie jest do końca tak, że doprowadzenie się do takiego stanu nie jest żadnym grzechem. Utrata kontroli to już może być grzech cięzki, ale takie balansowanie też raczej nie jest sprawą moralnie obojętną... Tym bardziej, że jednym z objawów upijania się jest utrata krytycyzmu...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg