Aneta
07.01.2006 18:59
Niebardzo rozumię dlaczego kościół zabrania przystępowania do komunii św. mając na sumieniu grzech ciężki, czyli nie będąc w stanie łaski uświęcającej. Przecież Jezus będąc na Ziemi przebywał właśnie z grzesznikami i przychodził właśnie do nich.Zresztą powiedział: "nie przyszedłem powołać sprawiedliwych lecz grzeszników", oraz: "nie potrzebują lekarza zdrowi ale ci co żle się mają" Przecież komunia św. jest lekiem na nasze słabości a Jezus lekarzem-to właśnie ci co nie mogą poradzić sobie z własnymi grzechami powinni mieć pierwszeństwo i to właśnie ich kościół powinien popychać do przyjęcia Jezusa. A kościół właśnie im zakazuje, to jak oni mają się bez Jezusa podnieść. Np.pary żyjące w konkubinacie są całkowicie pozbawieni możliwości leczniczych ich serca a może właśnie gdyby mieli taką możliwość Pan dałby im tyle siły do zerwania z konkubimatem lub do zawarcia małżeństwa. Bo przyjmowanie niegodne Jezusa nie oznacza, że kocham go i pragnę, ale popełniłam grzech ciężki i mam drogę zamkniętą. Moim zdaniem niegodnie przyjmuje ten kto szydzi z komunii, robi to dla zabawy , profanuje lub nie wierzy że przyjmuje Jezusa. I do tego się tyczą słowa : "kto niegodnie przyjmuje Jezusa winny jest jego śmierci"
Odpowiedź:
Widzisz... Prawie wszystko co mówisz jest prawdą. Jest jednak w Twoim rozumowaniu pewien błąd: utożsamiasz grzech ciężki ze słabością. A tak nie jest. Grzech ciężki, to świadome, dobrowolne, w ważnej sprawie, złamanie Bożego prawa. Żyjący w konkubinacie, zwłaszcza ci, którzy nie mają żadnych przeszkód do zawarcia małżeństwa, trwają w takim związku świadomie i dobrowolnie. Bo tak im wygodniej. Trzeba więc, aby odwrócili się od zła... Chodzi też o to, by popełniający grzechy ciężkie, grożące przecież wiecznym potępieniem, nie zaczęli ich lekceważyć... By mieli świadomość, ze wykluczają sie ze wspólnoty z Bogiem...
Jest w Twoim rozumowaniu jeszcze jeden błąd. Otóż milcząco zakładasz, że spowiedź jest czymś tak strasznym, że zniechęca do podejmowania wysiłku nawrócenia. Owszem, tak może być. Bo strach miewa wielkie oczy. Ale tak naprawdę w spowiedzi nie ma nic strasznego. Ksiądz ludzkim grzechom się nie dziwi. Żałujący grzesznik nigdy nie odejdzie od kratek konfessjonału bez Bożego przebaczenia. Ale żałujący.
Widzisz, tu często jest problem. W tym żalu. Kapłan patrząc na sprawę trochę z boku widzi, czy jest on szczery. Zazwyczaj nie drąży i jeśli deklarujemy żal, to nam wierzy. Ale czasem po prostu widać, że żalu nie ma. Gdyby człowiek nie chodził do spowiedzi mógłby przejść przez całe życie nie zdając sobie sprawy z tego, że tak naprawdę nie chce się nawrócić. Rozmowa z kapłanem może mu to uświadomić...
Bo pójście do spowiedzi utrudnia nam udawanie. Nie pozwala, by mówić Bogu "żałuję, żałuję żałuję", a tak naprawdę nic z grzechem nie robić. Idąc do spowiedzi wiem, że jeśli nie chcę znów sie wstydzić, muszę nad sobą popracować...
J.