Michał 18.12.2005 08:34
Należę do osób borykających się z silnym popędem.
Dużo sportu, higiena...do zera zredukowałem masturbację.
Ale ceną jest siła jego odczuwania, często nieadekwatna do sytuacji. Np. powitalny uścisk kuzynki, pływanie, widok latem kobiet - powodują... A nawet finał!
Czyli nie mogę tu mówić o opanowaniu popędu?
Czy skrupuły i obawy traktować jako głos Boży, że małżeństwo nie dla mnie? Jak moja seksualność pasuje do zwrotu "i nie wódź nas na pokuszenie".
Wszystko to dokucza wobec faktu poznania pewnej kobiety i uczucia. Co winno zwyciężyć i czy mam myśleć, że Bóg zsyła mi próbę?
Poradnia lub androlog? Myślałem o tym. Ale czy tu już nie pozostaje przypadkiem tylko chirurg?
Wymowne,że problem poruszam na odległość i anonimowo.
Ciężko o tym mówić.
Gdyby mój popęd miał być powodem wypaczeń w ew. związku...to bym sobie dopiero nie wybaczył!