13.03.2005 20:41
Czytałam odpowiedź z 27.02 na temat eutanazji. Tak, zgoda, można podać środki przeciwbólowe, ale szczerze mówiąc wątpię czy w każdym przypadku pomagają. Ale skoro wierzymy że po śmierci ta osoba już nie będzie cierpaiała w ogóle, i żadne środki przeciwbólowe nie będą już potrzebne, to czemu to przejście na siłę opóźniać? Czy tu naprawdę chodzi o dobro człowieka, czy o ślepą wierność zasadom - o to mi głównie chodzi. Czy są nakazy moralne istniejące dla samych siebie, a nie dla dobra człowieka?
Odpowiedź:
Na część pytania odpowiedzi udzieliłaś już sobie sama. Nie chodzi bowiem o to, by czyjeś odejście na siłę opóźniać, ale by nie zabijać czy to przez podanie środka, który spowoduje śmierć, czy to przez zaniechanie zwyczajnych działań ratujących życie.
Co do środków przeciwbólowych... Zazwyczaj są one skuteczne, jeśli lekarz odpowiednio potrafi je dobrać. Jeśli będziemy stosować eutanazję, to nigdy się tego nie nauczymy. Przy okazji warto zwrócić uwagę, jak łatwo wyborami chorego manipulować podając mu nieskuteczne środki przeciwbólowe, a potem mówiąc o wolnym wyborze owego człowieka...
Czy chodzi o dobro człowieka czy ślepą wierność zasadom? Odpowiadający jest zdania, że zabijanie, by nie było problemu nie jest wyrazem miłości. Bo tak naprawdę zwolennicy eutanazji chcą pozbyć się problemu, a nie człowiekowi pomóc. Gdyby rzeczywiście chcieli pomóc, mieliby odwagę wejść razem z nim w jego ból, cierpienie; mieliby odwagę być z nim w jego samotności. Tak jak robią to ludzie pracujący w hospicjach. Oni twierdzą (ich opinie można usłyszeć w telewizji), że ich podopieczni prawie nigdy o śmierć nie proszą. A gdy tak jest, okazuje się w rozmowie, że problem leży gdzie indziej, np. w poczuciu osamotnienia, bezsensu życia czy wspomnianym wcześniej wielkim bólu, który można przy odpowiednim stosowaniu środków przeciwbólowych odpowiednio zredukować. Jeśli tym chorym pomóc, ochota do życia wraca. Kiedy się jednak nie ma odwagi na tego rodzaju troskę o chorego łatwo zaproponować rozwiązanie, które nie tyle pomoże cierpiącemu, ale usunie ból jego otoczenia...
Jest jeszcze z zalegalizowaniu eutanazji jedna ohydna rzecz. Otóż gdybym na polu bitwy dobił swojego cieżko rannego kolegę, wziąłbym na siebie całą odpowiedzialność za ten czyn. Byłbym zmuszony żyć z tym ciężarem do końca swoich dni, a gdyby ktoś mnie zobaczył musiałbym odpowiadac przed sądem. Kiedy ktoś zasłania się parawanem bezdusznego prawa nie musi mieć tego typu wątliwości. Łatwo mu podejmować decyzję o uśmierceniu kogoś nawet wtedy, gdy w najmniejszym stopniu nie jest ona konieczna, a ofiara nie może się bronić, bo jest nieprzytomna. Albo gdy łatwo ją skłonić do życzenia sobie śmierci nieodpowiednim podawaniem środków przeciwbólowych, zaniedbywaniem opieki itp...
J.