Zosia 19.02.2005 10:01

Na oazach przyjmuje się Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Nie mam nic przeciwko nazywania Jezusa moim Panem i Zbawicielem, On nim jest, ale jest związany z tym pewnien problem. Sama jestem (byłam?) animatorką i bardzo zastanowiło mnie ostatnio to, że uczestnikom mówi się o konieczności wyboru Jezusa na Pana i Zbawiciela, mówi o wspaniałych skutkach tego wydarzenia, a przecież ludzie, katolicy, któzy nigdy nie mieli zwiazku z oazą, takiego wyznania nigdy nie uczynili. Są ochrzczenie, a przecież to już jest wybór Jezusa, uczestniczą w życiu Kościoła, a zatem każdego dnia jakby na nowo wybierają Jezusa żyjąc Jego prawami. Ale nigdy nie przyjdzie im do głowy uklęknąć i wybrać Jezusa, bo dla nich Jezus w ich życiu jest to rzeczywistość, która trwa. A jednak an oazie robi się z tego ogromne wydarzenie, tak jakby Jezus do tego momentu nie był Panem tych dzieci - uczestników. Co więcej, wczytałam się w tzw. "cztery prawa życia duchowego" i tu też mam trochę wątpliwości, które jakoś wcześniej nie przyszły mi do głowy - tam znów mowa jest o osobistym przyjęciu Chrystusa jako Pana i Zbawiciela i o konieczności tego. Nie rozumiem, po co mówić o tym ludziom, którzy już w czasie chrztu wybrali własnie Jezusa. Stwierdza też, że Jezus zamieszka automaycznie w sercu każdego, kto zaprosi Go w modlitwie (tyle, że ja jestem ochrzczona i trwam w stanie łaski uświęcającej a więć Jezusa w moim sercu już jest) i że od tego momentu mam już życie wieczne (a jak zgrzeszę?) oraz że skutkiem wyboru Jezusa jest odpuszczenie grzechów (na podstawie Kol.1,14; tylko w takim razie p co jeszcze sakrament pokuty, skoro wystarczy przyjąć Jezusa, by mieć odpuszczenie grzechów)), a kolejnym skutkiem jest stanie się dzieckiem Bożym (którym przecież jestem od chrztu. więc jak mogę się nim stać...). Pozyższe wątpliwości zasiały we mnie moje uczestniczki na oazie, wtedy tłumaczyłam im, że to jest tylko tak jakby odnowienie decyzji, ale chyba sama sobie przeczyłam, bo materiały mówią, że żadnego uczestnika nie można zmuszać do wyboru, a przecież gdyby było to tylko odnowienie wyboru już dokonanego, to nie byłoby mowy o możliwości nie wybrania Jezusa.

Odpowiedź:

Chyba dość dobrze to ujęłaś. To raczej odnowienie decyzji, którą podejmowało się już w swoim zyciu wielokrotnie. Chodzi tylko o to, by zrobić to jak najbardziej świadomie, z jak największym przekonaniem, że to nie pusty gest, ale rzeczywiste postanowienie. Dlatego nikogo nie powinno się do tego zmuszać...

Bo wiele razy w naszym życiu ktoś dokonuje tego wyboru za nas: chrzest przyjmujemy nieświadomie, dzięki wierze rodziców. Do komunii zapewne część dzieci przystępiuje bez jakiegoś rzeczywiście dobrego przygotowania, bez osobistej decyzji. Bo tak wypada. Z bierzmowaniem bywa podobnie: żeby nie mieć kiedyś kłopotów z kościelnym ślubem. Może się okazać, że tak naprawdę niektórzy nigdy tak na serio Jezusa w swoim życiu nie wybrali, co odpowiadający, jako katecheta, widzi nader często. Wielu uczniów, ale i dorosłych, zachowuje się tak, jakby robili łaskę Panu Bogu. A przecież jest odwrotnie. Dlatego bardzo trzeba dokonania takiego świadomego wyboru.


Co do sakramentu pokuty: przyjęcie Jezusa na pewno nie gładzi grzechów ciężkich (chyba że związane z chrzetem), ale na pewno otwiera drogę do szczerego żalu i wyznania grzechów...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg