ying
06.01.2005 13:23
Jak to mozliwe, ze Papiez mogl nazwac alpinizm "najbardziej krolewskim ze spotow", skoro wiadomo, ze alpinizm promuje egoizm i znieczulice? Wszyscy wiedza, ze w dzisiejszych czasach, kiedy idzie sie gdzies wyzej mozna liczyc tylko na siebie, bo w razie czego koledzy beda ratowac siebie. Znane sa przypadki pozostawienia towarzysza wyprawy na pewna smierc. Przeciez to nie po chrzescijansku!
Odpowiedź:
Przede wszystkim zauważmy, że papież wypowiedział te słowa bardzo dawno temu, na początku swojego pontyfikatu. Odpowiadający nie wie, czy w dzisiejszym alpinizmie coś się zmieniło, ale wtedy był to naprawdę szlachetny sport.
Być może są dziś alpiniści, którzy dążą do osiągnięcia celu niezależnie od ceny, jaką przydzie zapłacić ich towarzyszom. Etos alpinisty jest jednak zupełnie inny. Historia pokazuje, że wielokrotnie dla ratowania swoich towarzyszy wspinaczki dokonywali czynów heroicznych. I tak zasadniczo sprawy się mają.
Inną rzeczą jest, że w niektórych przypadkach pomóc po prostu nie można. Gdy człowiek sam jest na granicy wytrzymałości, nie jest w stanie znieść swojego partnera. Gdyby partner np. na dużych wysokościach lub w bardzo odludnym miejscu złamał nogę, pozostanie z nim w żaden sposób mu nie pomoże. Nie ma sensu, by ginęli obaj (lub by ginęło ich jeszcze więcej). To, co nazywasz pozostawieniem towarzyszy na pewną śmierć bywa (bywało?) zazwyczaj najtrudniejszą decyzją ratowania swojego życia przed bezsensowną śmiercią i narażenia się na osąd tych, którzy nigdy przed takim wyborem nie stanęli i nie mają o sytuacji zielonego pojęcia.
Odpowiadający poleca dwie ksiązki, które ten problem poruszają. Najpierw Anny Czerwińskiej, "Groza wokół K2" gdzie pokazano, jak decyzja pozostania ze słabszymi w obozie w nadziei, że ich stan się poprawi, że się zmobilizują, spowodowała śmierć prawie całej grupy. Druga to "Dotknięcie pustki" Joe Simpsona. Tej nie można komentować. Trzeba ją po prostu przeczytać...
J.