niekumaty 31.12.2003 15:37
Czytam o tym co jest dopuszczalne w sferze seksualnej (w małżeństwie, rzecz jasna), w odpowiedzi na pytanie do PZet, i z tego wynika, że jak przytule swoją żonę i lekko ją popieszcze w jakimkolwiek miejscu wywołującym podniecenie seksualne to zaraz musimy iść do łóżka i konsumować nasz związek??? Nigdy bym nie przypuszczał, że Kk zmusza do seksu. Kiedyś słyszałem, o dziwo w Radiu Maryja, audycje na ten temat i mówiono tam, że tym się różnimy np. od prawosławnych, że dla nich seks jest wyłącznie aktem prokreacyjnym i wszystkie inne doznania są jakby po boku, jako dodatkowa korzyść, a dla nas, katolików, liczy się także w sensie umacniania więzi między partnerami, pogłębiania ich bliskości jako cel sam w sobie. Z tego co czytam wynika, że nie za bardzo. Liczy się seks, o przepraszam, poczęcie. Nie rozumiem po co dzielić zbliżenia na pojedyńcze akty. Nie, chyba ja coś tu zrozumiałem nie tak jak należy. Jednego czego jestem pewien to tego, że grzechem jest celowe dopuszczanie do utraty "materiału genetycznego potrzebnego do poczęcia". Reszty nie rozumie, ni w ząb. Całuje się z żoną, sprawi nam to przyjemność i... musimy iść do łóżka, bo będziemy grzesznikami?