Aśka 06.05.2003 02:04

Zastanawiam się, jak to sformuować... Gdzie jest - o ile jest - granica w milości dzieci do rodziców...? Zaznaczam, że są to ludzie niespełna 60-letni, pracujacy zawodowo... i zalezni ode mnie emocjonalnie... Rozumiem, że jest im trudno... że zmarła przed ponad pół rokiem babcia ze strony mamy, że matka ojca powoli gaśnie... ale teraz to jest czasem tak... przyjdź i ustaw nas do pionu... no, nie możesz, rozumiemy, masz swoje sprawy... kiedy będziesz...? mam dwoje dorosłych dzieci - ojca i matkę... Boję się, że po prostu nie dam rady... czy to egoizm? Oni nie sa oparciem dla siebie, szukaja go we mnie, lata całe robiłam za bufor... Bo taka jest kolej losu, ze dzieci biorą odpowiedzialnośc za rodziców... no dobrze, ale przecież nie mają 90 lat! Czy mogę nie móc? I jak to zrobić, by ich nie zranić, jesli nie mogę zdenerwowanym podobno głosem powiedziec, ze nie moge w tej chwili rozmawiac przez telefon, bo od razu podobno na drodze pozawerbalnej informuje ich o katastrofie... uczciwie mówiąc boję się odrzucenia... powinnam to przeżyć...? ech... co jest ich dobrem...? co jest moim, i czy mam je brać pod uwagę? nie mam własnej rodziny, technicznie mogę niby byc dla nich, ale... no właśnie... nie chcę? mam dość...? mam żal...? już sama nie wiem... Rozumiem mechanizmy, współczuję im, ale... czy jest metoda na żal...? czy po prostu musi wygasnąć....? chyba dośc marudzenia... i tak wyszło długo...:)

Odpowiedź:

Kościół wyjaśnia te kwestie dość precyzyjnie:
Tak długo jak dziecko mieszka z rodzicami, powinno być posłuszne każdej prośbie rodziców, która służy jego dobru lub dobru rodziny. Dzieci mają także słuchać rozsądnych zarządzeń swoich wychowawców i tych wszystkich, którym rodzice je powierzyli. Jeśli jednak dziecko jest przekonane w sumieniu, iż jest rzeczą moralnie złą być posłusznym danemu poleceniu, nie powinno się do niego stosować.
Wzrastając, dzieci mają nadal szanować swoich rodziców. Powinny "uprzedzać ich pragnienia, chętnie prosić o rady i przyjmować ich uzasadnione napomnienia" - jak czytamy w Katechizmie Kościoła Katolikiego. Posłuszeństwo wobec rodziców ustaje wraz z usamodzielnieniem się dzieci, pozostaje jednak szacunek, który jest im należny na zawsze. Ma on bowiem swoje źródło w bojaźni Bożej, jednym z darów Ducha Świętego.
Czwarte przykazanie Dekalogu przypomina dorosłym dzieciom o ich odpowiedzialności wobec rodziców. W miarę możności powinny one okazywać im pomoc materialną i moralną w starości, w chorobie, samotności lub potrzebie. Jezus przypominał o tym obowiązku wdzięczności...

Z tego co piszesz trudno nam dociec na czym dokładnie polega Twój problem. Domyślamy się go: „szukają we mnie oparcia, robię za bufor” czy „mam dwoje dorosłych dzieci”... Na pewno powinaś być dla nich dobra. Ale owa dobroć może polegać – paradoksalnie – na próbie uczynienia ich samodzielnymi. Skoro traktują Cię jak mamę, ty potraktuj ich jak swoje dzieci. Delikatnie się odsuwaj, by stanęli na własnych nogach. Nie będzie to przejawem niewdzięczności, ale własnie miłości wobec rodziców, prawdziwej troski o nich.... Tej miłości niech nigdy Ci nie zabraknie... Bo nie jest przejawem miłości uzależnianie od siebie....


red.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg