Gość> 19.05.2023 12:46
Dzień dobry,
proszę o ukrycie pytania:
zdarzyło się że zaczepiła nas (mnie z mężem) pani, która prosiła aby pomóc jej podnieść starszą osobę w jej mieszkaniu(pukała też do sąsiadów). Dość byliśmy zaskoczeni, właśnie wychodziliśmy, rano. Pani zwracała się do męża. Jednak widząc, że był zaskoczony, powiedziałam jej, że wychodzimy i że "chwilę" że "musimy się zorganizować". Zapytałam męża czy pójdzie, jednak się nie zdecydował. Sama przyznam obawiałam się iść, ale wynika to z moich, powiedzmy, lęków też o swoje zdrowie, bezpieczeństwo. Potem było mi głupio, że sobie poszliśmy, że może powinnam bardziej nalegać żebyśmy pomogli? Nie wiem czy to był grzech ciężki, czynie? Wiem, że niemądrze tak rozpatrywać swoje postępowanie, jednak "męczy" mnie ta myśl. Dodam, że pani nie wspominała że coś się dzieje 'złego' na zasadzie zagr. życia. Jak mądrze pomagać a też nie robić czegoś wbrew sobie?
z Bogiem, pozdrawiam
Nie wiem jak patrzyć na sprawę z perspektywy grzech ciężki - nie ciężki. Na pewno starszy człowiek leżący na ziemi, którego nie sposób podnieć to wieki kłopot. Dla osoby się nim opiekującej ale i dla niego samego. Dla osoby opiekującej się - bo sama nie jest zazwyczaj w stanie dźwignąć takiego człowieka. Dla chorego, bo mógł sobie zrobić coś złego. No ale może też być przerażony, leżeć z bardzo niewygodnej pozycji... Słowem moim zdaniem w takich razach, jeśli ktoś nie jest np. po operacji, trzeba by pomóc. Nawiasem mówiąc w takich wypadkach opiekun może też wezwać pogotowie, oczywiście mówiąc o co chodzi, bo nieraz trzeba zobaczyć czy człowiek czegoś sobie nie zwichnął, nie połamał itd...
Na Pani korzyść jest to, że działała Pani zaskoczona, pod presją chwili. Niekoniecznie jest więc tu pełna świadomość czy dobrowolność takiej decyzji. Więc raczej nie widziałbym tu ciężkiego grzechu. Ale generalnie na pewno trzeba by w takich sytuacjach pomóc. To zresztą, przy w miarę umiejętnym podejściu i jeśli nic bardziej złego się nie podziało, zajmuje chwilę.
J.