spadkobierca 06.09.2021 13:49

Szczęść Boże!
Mam następujący dylemat moralny, którego wytłumaczenie w konfesjonale byłoby chyba zbyt zawiłe, więc korzystam z tego, że tutaj mogę wszystko dokładnie napisać.

Kilka lat temu zmarła moja babcia. Zostawiła po sobie jakieś długi (nie wiemy, jak wielkie), ale z tej racji odrzuciliśmy po niej spadek (podobnie zresztą jak reszta rodziny). Rodzice musieli się jednak zająć opróżnieniem mieszkania komunalnego po niej i wzięli stamtąd kilka rzeczy. Mi z tej puli przypadł używany garnek oraz żelazko. Oprócz tego babcia przed śmiercią poprosiła, bym wziął do siebie krzyż, który wisiał u niej na ścianie. Tak też zrobiłem.

Ze wspomnianym garnkiem i żelazkiem miałem od początku problem, bo wydawało mi się, że skoro nie płacimy za babcię jej długów, to nie powinniśmy brać jej żadnych rzeczy. Najchętniej nie miałbym z tym nic wspólnego, no ale rodzice zdecydowali inaczej. Z drugiej strony - mieliśmy je wyrzucić? Wziąć na przechowanie i nie używać?

Doszedłem do wniosku, że po prostu poczekam na rozwój wydarzeń, spodziewałem się, że bank będzie szukał sposobów na odzyskanie choć części wierzytelności. Wiem, że wniósł jakąś sprawę, bo ktoś z dalekiej rodziny na czas nie odrzucił spadku, ale potem sąd przywrócił mu termin i kuzynka też nie została spadkobiercą. Wiem, że w końcu spadek powinien przypaść gminie, ale nie dostaliśmy w tej sprawie żadnych zawiadomień.

I teraz pytanie, co dalej robić? Minęło już sześć lat. Ja tych rzeczy używałem niechętnie, ale głupio mi by było przed rodzicami kupić sobie nowy garnek i żelazko, skoro mam od nich tamte (ostatecznie zresztą garnek kupiłem, pod pretekstem, że tamten już jest zużyty). Myślałem, że w końcu gmina zostanie spadkobiercą, zwróci się do nas o jakąś listę rzeczy i w ten sposób się rozliczymy, ale tak jak mówię od sześciu lat cisza.

Kiedyś wymyśliłem, że po prostu wyślę do centrali banku pocztą (anonimowo) mniej więcej równowartość tych rzeczy w banknotach, ale ciągle się zastanawiam, czy muszę to robić, bo to jednak będzie z kilkaset złotych (bo pewnie z ostrożności lepiej zawyżyć niż zaniżyć).

Jak odpowiadający to widzi? Trochę mnie ciągle to gryzie, chociaż nie wiem, na ile to sensowne, bo miewam skrupuły.

I tak się zastanawiam, nawet jeśli powinienem jakoś się rozliczyć za to żelazko i garnek, to czy tak samo jest z tym krzyżem? Nie wyobrażam sobie, bym miał go oddawać, a z drugiej strony pewnie ma jakąś tam wartość materialną, którą w ten sposób "zyskałem".
Proszę o jakąś poradę czy wskazówki

Odpowiedź:

Nie wydaje mi się, by krzyż, żelazko i garnek przedstawiały dla wierzycieli babci jakąkolwiek wartość. Dałoby się to sprzedać? Kto by to kupił? I za ile?  W ogóle bym się sprawą nie przejmował. To są drobiazgi. Chodzi przecież o drobne rzeczy codziennego użytku.

J.

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg