Gość 16.11.2013 16:10
Moja ciotka bardzo często przynosi z pracy jedzenie. Czasami coś z tego jedzenia trafia też do mojego domu. Bardzo staram się tego nie jeść, bo uważam że jest to współuczestnictwo w kradzieży. Niestety nie umiem mężnie wyznawać swojej wiary i czasami zjem coś z tego pożywienia ponieważ nie chcę być zwyzywany przez matkę, gdy powiem jej że nie będę jadł kradzionych rzeczy. Boję się tego, że kiedyś jak umrę to Pan Jezus spyta się mnie dlaczego nie umiałem się sprzeciwić i nie jeść tych kradzionych rzeczy. Co Mu wtedy powiem? Że "mamusia mi kazała?". Ostatnio na spowiedzi powiedziałem, że po prostu jadłem kradzione rzeczy bez wdawania się w szczegóły czy to ja kradłem czy ktoś inny. Nie umiem sprzeciwić się innym, a zwłaszcza matce, która jak tylko coś nie jest po jej myśli to wyzywa. Boję się, że ten brak mężnego wyznawania wiary może mieć kiedyś poważne konsekwencje. Proszę o jakąś radę.
Najpierw musisz się zastanawiać, czy Twoja ciocia faktycznie kradnie. To że przynosi z pracy jedzenie jeszcze o tym nie świadczy. Bo może gdyby nie przyniosła, to trzeba by to coś wyrzucać. A marnotrawstwo też jest grzechem. Czyż nie lepiej dobre zjeść niż wyrzucić?
A co do sprzeciwiania się mamie... Póki co nie wiadomo, czy jest o co. Jeśli nawet jest, to zdaje się nie bardzo masz możliwość wyboru, bo jesteś na utrzymaniu mamy. Na pewno jednak nie powinno być tak, że żyjesz w strachu, że mama będzie się awanturować. Tylko co z tym zrobić nie bardzo mam pomysł. Bo mamy nie zmienisz...
Widziałbym to tak, że w sprawie tego jedzenia sobie odpuścisz. W innych musisz chyba zawsze zastanowić się, co będzie mniejszym złem: ulec mamie czy się jej sprzeciwić.
J.