poszukujący 20.10.2013 19:06
Ostatnio w internecie znalazłam fragment jakiejś książki, ale nie bardzo go rozumiem. Mogę prosić o ustosunkowanie się do niego?
"Każdy z nas w momencie śmierci wybierze czy wejść w relację z Bogiem czy na zawsze tę relację stracić. Takie ujęcie tłumaczy, dlaczego możemy zmienić swój los jedynie żyjąc na Ziemi; wiele osób buntuje się przeciw temu że „Bóg daje nam wybór jedynie w doczesności”. Tymczasem jest inaczej; wybór mają WSZYSCY (nawet ci w Piekle), lecz poza doczesnością ludzie wybierają „doskonale” (nie mylą się i nie zmienią nigdy zdania). Ich stan jest stabilny nie ze względu na niemożność decyzji, lecz ze względu na to że już są tam gdzie wolą i gdzie zawsze będą woleli być. Ludzie w Piekle są nieszczęśliwi, ale wolą być tam niż obcować z Bogiem. Podobnie ludzie w Niebie - wybrali w sposób doskonały i nie grozi im że zmienią zdanie. Tak więc choć mają pełną wolność odejścia z Nieba, nigdy tego nie uczynią. Sąd (wybór) odbywa się zaraz po śmierci, ale w pewnym sensie jest to stały wybór, niejako ciągle się dziejący. Człowiek zachowuje swoją wolność także po śmierci - powodem niezmienności stanu w jakim się znalazł (Nieba i Piekła) jest bezbłędność dokonanego w chwili śmierci wyboru.
Św. Katarzyna z Genui (ok. 1500 r.) twierdzi, że Bóg otwiera bramy nieba każdemu, a potępieni rzucają się sami w otchłanie piekielne, ponieważ nienawiść do Boga jaką żywią, sprawia, że stan niebieskiej szczęśliwości byłby dla nich torturą gorszą od piekła.
(...)
Człowiek w stanie grzechu ciężkiego wybiera Piekło, gdyż jest niezdolny do obcowania ze Świętym Bogiem. Niebo to nie „wieczne wczasy” na Morzach Południowych - a nieustanny, zachwycony kontakt z Wszechmocnym Bogiem i nieskończone Jego odkrywanie. Aby ten kontakt był Niebem, by wywoływał we mnie zachwyt a nie zawiść muszę się do tego przygotować już żyjąc na Ziemi. W przeciwnym wypadku ciągłe obcowanie ze Świętym Bogiem będzie czymś nieznośnym. A jeśli tak, to będę wolał wybrać wieczność w Piekle, niż pozostać w obecności znienawidzonego Boga."
Czy rzeczywiście sami wybieramy po śmierci, gdzie idziemy? Do tej pory jakoś inaczej to sobie wyobrażałam, bo skoro ma być sąd, to jak możemy sami wybrać? Przykładowo do sali sądowej, skazaniec sam nie daje sobie wyroku. To sędzia go ocenia. Czy ten tekst rzeczywiście mówi prawdę?
Trudno mi ten tekst jednoznacznie ocenić. Nie widzę w nim nic niezgodnego z nauczaniem Kościoła, ale nie mogę zaręczyć, że któreś ze zdań jednak jest nie do przyjęcia...
Prawdą jest, że człowiek do ostatniej chwili życia ma szanse wybrać Boga. Nawet jeśli jest największym grzesznikiem. A sąd faktycznie polegać będzie raczej na potwierdzeniu wyboru człowieka, a nie na zdecydowaniu za niego. Prawda jest, ze człowiek który całe życie wybierał Boga w chwili śmierci też Go zapewne wybierze. I prawdą jest, ze jeśli ktoś jest rozmiłowany w złu nie znajduje w spotkaniu z Bogiem, w życiu dobrem nic pociągającego.
Najbardziej znamiennym jest w tym kontekście nauczanie zawarte w punkcie 1033 KKK. Pogrubioną czcionką słowa potwierdzające mysl autora książki o która pytasz....
Nie możemy być zjednoczeni z Bogiem, jeśli nie wybieramy w sposób dobrowolny Jego miłości. Nie możemy jednak kochać Boga, jeśli grzeszymy ciężko przeciw Niemu, przeciw naszemu bliźniemu lub przeciw nam samym: "Kto... nie miłuje, trwa w śmierci. Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego" (1 J 3, 14 c-15). Nasz Pan ostrzega nas, że zostaniemy od Niego oddzieleni, jeśli nie wyjdziemy naprzeciw ważnym potrzebom ubogich i maluczkich, którzy są Jego braćmi . Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego. Ten stan ostatecznego samowykluczenia z jedności z Bogiem i świętymi określa się słowem "piekło".
J.