Gość 04.07.2013 17:38
Witam.
Jak postępować w sytuacji, gdy widać pewną niekonsekwencję jeśli chodzi o ocenę niektórych czynów w kategorii grzechu nie-grzechu przez różnych duchownych i wierzących świeckich?
Słyszałam kiedyś audycję radiową, w której występowało dwóch księży; gdy poproszono ich o rozstrzygnięcie, czy dane postępowanie jest czy nie jest grzechem, jeden z nich odp., że wydaje mu się, że nie jest to grzechem, a drugi, że owszem jest. Gdy zwrócono mu uwagę, że w takim razie osoba, która dopuściła się takiego czynu u pierwszego księdza otrzymałaby rozgrzeszenie, a u drugiego nie, stwierdził, że przecież mogłaby jak najbardziej odpuszczenie grzechów otrzymać, problem jednak w tym, że nie rozpatrzył sytuacji, w której penitent nie żałowałby tego, co zrobił. W takim wypadku przecież jeden ksiądz rozgrzeszenia by udzielił a drugi nie.
Ta niezgodność w sądach dotyczy czasem banalnych rzeczy. Kiedyś np. czytałam wypowiedzi biskupa na temat obcisłych spodni; uznał, że noszenie takich do kościoła to grzech i koniec. Trochę mnie to zdziwiło, bo, co prawda, obcisłe spodnie mogą być elementem nieprzyzwoitego ubioru, ale przecież nie muszą. I sama widzę jak wiele kobiet i dziewcząt w takich spodniach do kościoła przychodzi, często naprawdę pobożnych i jeszcze nie widziałam, żeby jakiś ksiądz odmówił im Komunii z powodu "nieskromnego ubioru". Tu zaznaczę może, że proboszcz parafii, do której należę jest na tym punkcie dosyć wrażliwy. Inna rzecz, że trzeba by chyba wprowadzić jakąś "skalę obcisłości", żeby mieć pewność, że się nie grzeszy.
Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie chodzi mi tutaj o złośliwe czepianie się. Po prostu stawia mnie to czasem w dosyć trudnej sytuacji, bo gdyby tak rezygnować ze wszystkiego "na wszelki wypadek", to w końcu okazałoby się chyba, że naprawdę niewiele można robić, jeśli chce się być w porządku. I trochę przerażają mnie niektóre pomysły na to, co jeszcze zrobić, aby być lepszym, które to pomysły sprowadzają się w gruncie rzeczy do wprowadzania kolejnych zakazów, których często zwyczajnie nie rozumiem...
Mogę być złośliwy? Nie mogę? To będę. Otóż często zastanawiam się, na ile mogę pomagać moim bliźnim w ich problemach. Różny stopień pokrewieństwa, różny stopień znajomości czy bliskości. Np. na ile mogę pomagać osobie z mojego otoczenia chorej . Co mogę zrobić? Odwiedzić? OK. Jak często? I co zrobić, jeśli takich osób w moim otoczeniu jest więcej? Jak znaleźć czas i siły, by ;pomóc wszystkim? Czy ten zapijaczony człowiek na ulicy nie jest kimś, komu mógłbym tez jakoś pomóc? Może potrzebuje dobrego słowa? Albo te prośby o wsparcie finansowe. Na operację, na lekarstwa, na chleb, bo mąż porzucił. A przecież jest jeszcze tyle innych spraw na świecie do załatwienia. Ludzie umierają z głodu, umierają na trywialne choroby, bo nikt im nie pomaga. A ja siedzę i odpowiadam na pytania w serwisie internetowym. Czy nie powinienem mieć wyrzutów sumienia, ze przecież mógłbym zrobić więcej?
Chodzi mi o to, że jest wiele spraw, które można ocenić jako grzech albo uznać, że nic złego się nie dzieje. W sprawach grzechów zaniedbania jest ich wręcz nieskończona ilość. Każda sekunda przeznaczona nie na służbę bliźnim może być zmarnowaną okazja do dobra. A jednocześnie muszę jakoś żyć. To ze obejrzę czasem film nie może być przecież grzechem, prawda? Pomijam już sytuacje, że film ubogaca albo daje odprężenie od tego, o czym myśli się w pracy, co w konsekwencji pomaga potem mysleć owocniej. Ale nawet jeśli film to szmira, czy naprawdę jest grzechem, że zamiast robić coś pożytecznego gapiłem się w szklany ekran?
Wydaje mi się, że żeby nie zwariować trzeba zachować umiarkowanie. Zwłaszcza w kwestii grzechów polegających na zaniedbaniu....
A co do obcisłych strojów... Wiem że to bywają celowe prowokacje. Tak, to jest zło. Czyli grzech. Ale jest tez drugi koniec kija. To może być zwykłe pójście za modą. Albo tnie tyle prowokowanie, co chęć poczucia się atrakcyjna i podziwianą. Zaraz grzech? I to wielki? Gdyby takie zachowania miały być zaraz grzechem i to poważnym, to ja nie wiem co by to było, gdybyśmy podobna miarą zaczęli mierzyć pragnienie zaszczytów wśród duchownych. Też przecież można w tym pragnieniu bycia znanym i szanowanym przesadzić. Nie?
I przy okazji jeszcze jedno. Kiedy widzę kobietę wedle mojego odczucia ubrana w sposób prowokujący, to ćwiczę się w czystym spojrzeniu; staram się pamiętać ze mam przed sobą człowieka. Może właśnie zagubionego w poszukiwaniu akceptacji, może niewolnika mody... Nie wiem. Ale człowieka. Byłoby rzeczą niepoważną, gdybym pozwalał sobie na nieczyste myśli, bo zostałem sprowokowany. Przecież podobno w głowie mam mózg pozwalający mi opanować instynkty...
J.