Gość 03.06.2012 14:30
Moja mama bardzo wierzy w różne przesądy. Doprowadza to czasem do paradoksalnych sytuacji, czasem wręcz śmiesznych, a niekiedy kłopotliwych. Podam tylko jeden przykład...
Raz znalazła w skrzynce na listy ulotkę z tzw. "łańcuszkiem", który zawierał coś w rodzaju klątwy. Żeby zdjąć klątwę, trzeba było w ciągu określonego czasu powielić tą ulotkę w iluś egzemplarzach i przekazać kilku innym osobom. Ponieważ mamie szkoda było pieniędzy na ksero, więc zaczęła ręcznie przepisywać te ulotki. Zajęło to jej chyba cały dzień. Potem powrzucała wybiórczo do kilku domów. Wkurzyła się, gdy za kilka tygodni to do niej wróciło. Ale już dała sobie spokój.
Wiara w przesądy nie przeszkadza mamie być praktykującą katoliczką. Ona nie widzi w tym problemu. Twierdzi, że tak na prawdę nie wierzy w przesądy, ale zapytana, dlaczego w takim razie zachowuje się tak, jakby wierzyła, odpowiada że to tak na wszelki wypadek. Na wszelki wypadek czego? - zastanawiam się - gdyby okazało się, że Bóg nie istnieje? To dla mnie dziwne. Jak mam przekonać mamę, żeby przestała wierzyć w te bzdury?
Trudno powiedzieć jak Twoją mamę przekonać. Wydaje się jednak że dobrze by było pokazywać jej różne absurdy, do jakich wiara w nie doprowadza. Jak choćby sytuacja o której piszesz. Czy coś się jej stało, że za drugim razem dała sobie spokój?
"Na wszelki wypadek" nie ma sensu. Jesteśmy w rękach Boga. Wiele zależy od nas i od naszych bliźnich. Także od rozsądku. Wiadomo, nie stoi się na wierzchołku góry w burzy, bo to proszenie się o nieszczęście. Podobnie nie pędzi się ulicami z prędkością 15 km/h. Ale przekonanie, że pecha przyniesie nam czarny kot, a pomóc może nam splunięcie trzy razy przez ramię, to sprzeczny z rozumem absurd...
Ale czy to mamie pomoże? Nie wiadomo. Postawa "na wszelki wypadek" to w gruncie rzeczy podważanie Bożej wszechmocy albo przynajmniej Jego dobrej woli wobec człowieka... Może to Twoją matkę przekona?
J.