j 31.01.2010 14:10

Szczęść Boże
Piszę ten list jako przestrogę dla młodych, którzy nie widzą nic złego w rozmaitych przedślubnych praktykach seksualnych! Może mój przykład powstrzyma ich przed podjęciem fatalnych decyzji...
Zaczęłam chodzić z pierwszym chłopakiem pod koniec liceum. Jest to obecnie mój mąż.
Ja sama byłam wychowywana w głębokiej wierze, zawsze blisko kościoła, uczona troski o bliźnich, w świecie hermetycznym, pełnym ideałów. Dziecko nie sprawiało problemów, było wrażliwe, ciche, nieśmiałe,dużo czytało, dobrze się uczyło...
Na razie wszystko wydaje się "różowe'.
Na początku naszej znajomości zmarł ojciec mojego chłopaka (zawał?). Nie zdążyłam go poznać. Niedługo później mój chłopak wyznał mi , że ma problemy z onanizmem.
I tu zaczyna się historia mojej głupoty, której nie mogę zrozumieć inaczej niż jako działanie szatana: "grzeczna dziewczynka" w imię miłości (?) postanowiła, że... weźmie ten grzech na siebie. Zaczął się czas pettingu. Nie było to dla mnie przyjemne, wręcz obrzydliwe, a uczucie chwilowego podniecenia określiłabym jako odczucia pozostawiające straszliwą pustkę we wnętrzu. Nie robiłam tego, żeby zatrzymać chłopaka - dla mnie było ważne, że powiedział, że mnie kocha - więc będzie ze mną...nawet mi do głowy nie przyszło, że możemy się rozstać...Typowe myślenie naiwnej dziewczyny. Nie dawało mi to jednak spokoju: prosiłam chłopaka, żebyśmy tak nie robili, spowiadałam się - co ciekawe - 17 lat temu nikt jakoś wprost, twardo nie powiedział mi, żeby tego nie robić, jakoś to wszystko było rozmyte...Wzięliśmy ślub po 5 latach znajomości. I pojawiły się problemy:
- okazało się, że za sprawy związane z płciowością odpowiadam tylko ja -podejście męża:a może się jakoś uda... (Obecnie mamy czwórke wspaniałych dzieci).
- mąż dalej onanizował się, zaczął mnie tym szantażowac, gdy czasem nie chciałam z nim współżyć, potem groził mi samobójstwem.
- moi rodzice w pewnym momencie rozdzielili łoże małżeńskie (są jednak razem)- mąż się z tego śmiał -nie chciałam powtarzać tego samego:chciałam przez współżycie zachować małżeństwo.
- coraz bardziej zmuszałam się do współżycia, mąż nie był delikatny, sprawiał mi sporo bólu, śpieszył się. Zdarzało mi się upijać przed współżyciem, sam mąż częstował mnie alkoholem. W dniach płodnych był trudny, kłamał, zabraniał mi dzwonić do siebie na komórkę, mówił że wstydzi się znajomych, że musi mi się meldować, kiedy przyjdzie (dzwoniłam zwykle w sprawie zakupów:mieszkam daleko od sklepu, a z małymi dziećmi nie tak łatwo się wyrwać, poza tym przyznaję, że przy jego obietnicach samobójczych zaczęłam się bać o niego, nie dbał o samochód). Potem obrażał się na mnie, kiedy w dniach niepłodnych nie mogłam zdobyć się na współżycie. Wymuszał...
- mieszkam w obcym środowisku, na wsi
- pojawiła się u mnie nerwica, problemy w pracy, problemy za zdrowiem, w kontaktach z innymi ludźmi to ja byłam postrzegana jako "nienormalna", a mąż jako działacz był widoczny i odbierany z zachwytem. Po kłótni coraz trudniej było wracać do normalności...
- po latach dotarła do mnie jeszcze jedna prawda: ojciec męża był alkoholikiem, który terroryzował rodzinę , le NIKT mi o tym wcześniej nie powiedział! Zaczęłam szukać i powoli docierała do mnie iskierka nadziei, że zrozumiem niektóre jego zachowania. Teraz wiem , co to znaczy DDA.

- nie chcę "uszczęśliwiania" mnie pettingiem w dniach płodnych ( co ciekawe byliśmy nawet lata temu na spotkaniu i ksiądz prowadzący traktował tę formę jako normalną pod warunkiem zgody obojga małżonków: takie działanie pozostawia we mnie jednak uczucie straszliwej pustki i niespełnienia!.) Kiedy nadchodzą dni niepłodne -szantażuje mnie -a ja mam coraz większe problemy ze współżyciem: boję się tego, wręcz brzydzę...

- I teraz najważniejsze: (nie jestem pewna swoich decyzji) jesienią bardzo modliłam się za nasze małżeństwo i przyszedł mi do głowy, że przecież nie muszę w takich warunkach zgadzać się na współżycie kiedy nie chcę , że jestem w pewnym sensie wolnym człowiekiem (choć w uszach brzmią mi groźby, że mogę stracić męża). Nie zakładam całkowitego odwrócenia się , ale myślę o złapaniu oddechu . Powiedziałam mężowi, że w tej chwili czują, że nie chcę współżyć, zaproponowałam mu rekolekcje dla DDa, potem chciałabym wybrać się z mężem na rekolekcje dla małżeństw.

Odzyskałam jakiś spokój wewnętrzny : nie bolą mnie tak jak dawniej jego złośliwości (a było tak, że w nerwach przestawałam widzieć, "pękała" mi gałka oczna, straszliwie bolała mnie głowa, serce skakało, bolał żołądek-bałam się co dalej)

Dziś, przy dzieciach wyśmiał moich rodziców stwierdzając , że mam "świetne" wzorce do naśladowania:

Przez 17 lat małżeństwa próbowałam uniknąć takiej sytuacji , a jednak - czy to znowu podpowiedź szatana???????

Kocham mojego męża, jest dobrym człowiekiem, ale jak mam zadbać o nasze małżeństwo?????
J.

Odpowiedź:

Czy można odmówić współżycia... Pięc lat temu tak na ten temat w naszym serwisie napisano:

"Odmowa współżycia to sprawa delikatna. Przy różnicy temperamentów małżonków trzeba przyjąć w tym względzie jakiś rozsądny kompromis. Chodzi o to, żeby ani jedna strona nie czuła się wykorzystywana i zmuszana do współżycia, ani druga nie była w tym względzie zaniedbywana, bo to naraża ją na cudzołóstwo. W tym drugim wypadku współmałżonek staje się współwinny zdrady strony niewiernej.

O odmowie współżycia tak napisano w Humanae vitae:

"Współżycie płciowe narzucone współmałżonkowi, bez liczenia się z jego stanem oraz jego uzasadnionymi życzeniami, nie jest prawdziwym aktem miłości i dlatego sprzeciwia się temu, czego słusznie domaga się ład moralny we wzajemnej więzi między małżonkami".

Teologia moralna szczegółowo wylicza przypadki, gdy małżonek traci prawo do współżycia. Wymienia się tam:
a) zdradę (możliwa nawet separacja prawna)
b) gdy małżonek nie jest zdolny do aktu ludzkiego (np. jest pijany)
c) gdy jego żądanie współżycia jest nieumiarkowane, wyczerpujące psychofizycznie współmałżonka
d) gdy współżycie zagraża zdrowiu czy życiu współmałżonka
e) gdy jedna ze stron popadła w chorobę psychiczną o charakterze trwałym (wtedy też nie byłby to akt w pełni ludzki)
f) gdy w małżeństwie jest wiele dzieci, a rodzice nie są w stanie wychować więcej na odpowiednim poziomie
g) gdy współmałżonek nie troszczy się o dom, o dzieci, nie daje pieniędzy na utrzymanie, wcale nie pracuje choć może
h) gdy jedna ze stron jest upokarzana, bita, a potem żąda się od niej stosunku
i) w chorobach wenerycznych"

Wydaje się, że w Pani sytuacji może zachodzić warunek c i h... To, że nie chce Pani współżyć na zasadach obecnie w Pani małżeństwie panujących jest zrozumiałe. Trudno powiedzieć, czy to mężowi da do myślenia, ale to na pewno ważny sygnał: nie jestem prostytutką, która musi ulegać ci, kiedy tylko masz ochotę...

Zdaniem odpowiadającego postępuje Pani słusznie. Współżycie w małżeństwie powinno być wyrazem miłości, a nie częścią sposobu na upodlenie partnera.

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg