Emilia 30.06.2008 15:36

Szczęść Boże!


Ponieważ ta sprawa nie daje mi spokoju, postanowiłam zwrócić się z nią tutaj, bo już kiedyś otrzymałam od Was dobre rady i wiele rozjaśnień. Kwestia może być złożona, bo powtarza się, odkąd pamiętam.

Bardzo często, kiedy jestem po spowiedzi, zazwyczaj przez moment, w którym jestem przy konfesjonale i zaraz po, jest dobrze. Potem zaczyna się pojawiać jakiś niepokój. Zaczynam się zastanawiać, czy dobrze odprawiłam spowiedź. Przed spowiedzią wszystko jest w porządku, a czasem w jej trakcie pojawiają się natrętne myśli. Do tego wszystkiego dochodzi nieumiejętność rozsądzenia we własnym sumeniu wagi grzechów oraz tego, czy faktycznie zgrzeszyłam, czy moja głowa zaczyna dodawać do listy grzechów rzeczy, których nie ma. Z jednej strony wiem, że to kuriozalne mówić o tym, czego tak naprawdę w moim zachowaniu nie ma, lub co nie jest działaniem świadomym bądź celowym (nie jest grzechem), a z drugiej strony moje drobiazgowe sumienie woli "dla świętego spokoju" nawyrzucać mi, żebym powiedziała o rzeczach, które albo nie mają miejsca, albo nie są wynikiem dobrowolnego czy świadomego, celowego działania. Raz już tak powiedziałam spowiednikowi różne rzeczy, wyszło na to, że zrozumiał mnie tak, jak o sobie powiedziałam, a gdy zaczął zadawać pytania, zdałam sobie sprawę, że te dodatki to nie były żadne grzechy... I powiedział mi, że Szatan potrafi rozciągać sumienie ludzkie, jak gumę do żucia, i po co przyszłam do Spowiedzi, jeżeli tak naprawdę to nic takiego nie zrobiłam, że mam skrupulatne sumienie i żebym nauczyła się odróżniać grzechy od takich natrętnych myśli. Ale moje sumienie wyrzuca mi znowu... Proszę o radę, czy rzeczywiście jest coś nie tak z moim sumieniem, czy raczej z moim zachowaniem, wiem że Pan Najwyższy nie jest formalistą, ale staram się trzymać zasad.

Oto konkretny przykład:

W trakcie Spowiedzi św. wymieniałam grzechy. Ponieważ jestem zaręczona, ale staramy się z narzeczonym oczywiście okazywać sobie uczucia w sposób czuły i nieinwazyjny, unikając stanu podniecenia seksualnego, postanowiłam zastanowić się nad tym, czy wszystko między nami w porządku w tej materii. Doszłam do wniosku, że stanem rzeczywistym jest, iż nie zawsze tego podniecenia udaje się uniknąć przy okazywaniu sobie uczuć, choć nie jest ono tak częste, ale za każdym razem, kiedy coś takiego się zdarzy, nie jest to działanie celowo zaplanowane, nie mam takiej intencji, raczej dzieje się to przypadkiem, nie będąc egoistycznym zachowaniem w stylu "mam zamiar okazywać uczucie, aż nastąpi podniecenie u mnie czy u drugiej osoby". To prędzej okazywanie uczucia z potrzeby serca. Ale ponieważ, jak powiedział mi inny spowiednik, nie ma centymetru, którym można by dokładnie odmierzyć, kiedy dokładnie w takiej materii już jest przekroczenie prawa, kiedy nie, wolałam i z tego się wyspowiadać, bo nie wejdę w skórę narzeczonego i nie wiem, czy swoim zachowaniem nie wywołuję w nim czegoś nieczystego w danym momencie (on twierdzi, że nie, ale czasem mi się wydaje inaczej), a z drugiej strony chcę mu przekazać trochę uczucia. Powiedziałam zatem księdzu, że zgrzeszyłam także we wszystkich tych sytuacjach, gdzie miejsce czułości i prawdziwej miłości przy jej okazywaniu drugiemu człowiekowi z mojej strony, zajęło podniecenie seksualne (i tutaj moje kluczowe pytanie, na które poszukuję odpowiedzi: czy powinnam tutaj wyszczególnić, że to, które ja czuję, choć nie zawsze jestem tego pewna, + to, które moje zachowanie może wywołać u drugiej osoby, bo tego mogę raczej tylko się domyślać, czy wystarczyło samo wyznanie tego faktu, że w tej relacji z powodu moich działań coś takiego może mieć miejsce, w domyśle, że każda ze stron może być na coś takiego narażona). Na spowiedzi dodałam również informację o grzechach cudzych, że niezważanie na niewłaściwe zachowanie drugiej osoby w stosunku do mnie, milczenie na grzech oraz też w jakimś stopniu moje zwodzenie drugiej osoby do grzechu (choć w zasadzie nie zawsze świadome, ale wolałam tak powiedzieć). Dodam, że wydaje mi się ( a przynajmniej tak mówiło mi sumienie w trakcie spowiedzi), że tak, jak powiedziałam, było dobrze, bo inne sformułowanie, to, o które pytam, czy trzeba wyszczególniać, wprowadziłoby kapłana w błąd, bo nie było moim celem w jakimkolwiek działaniu specjalnie podniecać siebie czy drugą osobę poprzez np. całowanie czy przytualnie. Starałam się tego unikać, ale wolałam powiedzieć, że stan podniecenia rzadko, ale się zdarzał, choć nie było to do końca świadome i dobrowolne, raczej produkt uboczny dobrych z założenia działań. Ponieważ nie wiedziałam, co z tym zrobić, wyspowiadałam się w powyższy sposób, a teraz mój mózg mówi mi, że powinnam kapłanowi inaczej powiedzieć, na wszelki wypadek zwalić jeszcze więcej na siebie, powiedzieć, że specjalnie zwodziłam drugą osobę do tego stanu, choć w trakcie spowiedzi wydało mi się to nieprawdziwą myślą i gdybym tak powiedziała, to byłaby jednak nieprawda, bo ja wcale do tego nie miałam celu dążyć, wręcz staram się tego unikać, idąc za potrzebą serca, a nie organów niżej położonych... Bardzo chciałam okazać wielkie uczucie (oczywiście w nieinwazyjny sposób), ale nie było moim celem zaszkodzenie drugiemu człowiekowi wywoływaniem złego stanu przez całowanie.

Proszę o pomoc, bo to tylko jeden z przykładów tego, co się czasem dzieje w mojej głowie. Nie wiem już, czy to skrupulatne sumienie, czy może wręcz nerwica natręctw na tle sumienia i czy muszę tę spowiedź powtórzyć, mówiąc tak, jak przez chwilę pojawiło się w mojej głowie. Boję się, że nawet jeśli uzyskam od Was odpowiedź, co robić dalej, na jakiś czas będzie spokój, a później pojawi się inna kwestia, która zacznie mnie duchowo "uziemiać". Bardzo się z takim podejściem do spowiedzi i sumienia męczę, i w końcu postanowiłam przestać być z tym wszystkim sama, polecając się duchowemu poradnictwu Waszego portalu, bo tyle czasu próbowałam coś z tym zrobić, ale niestety problem sumienia i grzechów oraz tego lęku powraca jak bumerang i raczej nie jestem sobie w stanie z tym sama poradzić...



Bardzo proszę o pomoc i serdecznie pozdrawiam!!!

Odpowiedź:

Najlepiej, gdy człowiek o skrupulatnym sumieniu znajdzie sobie stałego spowiednika. Powinien go wtedy bezwzględnie słuchać...

Zacznijmy od pewnej sprawy, chyba w tym kontekście podstawowej. Sumienie to osąd rozumu. Nie odczucie. Jasne, czasem odzywa się jako niepokój. Ale w pierwszym rzędzie to osąd rozumu. Gdy więc odczucie mówi co innego niż rozum, słuchaj rozumu.

Po drugie... Gdy po spowiedzi coś zaczyna Cie niepokoić, zostaw to. Spowiadałaś się najlepiej jak umiałaś. To, ze potem doszłaś do wniosku, że można było się bardziej oskarżyć, nie ma większego znaczenia. Na przyszłość zrobisz jak uważasz, ale nie ma co ciągle wracać w spowiedzi do tych samych czynów...

Po trzecie... Najczęściej, zamiast próbować nazwać, trzeba powiedzieć co się zrobiło. Bo np. grzech "zbyt szynko jeździłem samochodem" można nazywać "ryzykowałem swoje i czyjeś życie i zdrowie" ale to tylko sprawę zaciemnia i nie wiadomo o co chodzi. Gorzej, gdy zechcesz go nazwać inaczej: "lekceważyłem Boga". w sumie każdy grzechem jest lekceważeniem Boga. Spowiednik to wie, więc nie ma potrzeby, po wyznaniu konkretnego grzechu, jeszcze tego dodawać...

Po czwarte... Nie bierz na siebie więcej grzechu, niż nakazuje Ci rozum. Jeśli myślisz, że mogłaś stać się dla narzeczonego powodem do grzechu, to powiedz, ze tak mogło być, ale w sumie nie wiesz...

Po piąte... Skrupuły to chyba rodzaj nerwicy. Człowiek boi się, że obraził czymś Boga. Choć jak weźmie sprawę na rozum, nijak tej obrazy Boga nie widać. Ważne, by - jak napisano wcześniej, kierować się rozumem. Ale równie ważne jest, żeby przestać się bać. Bo ten strach jest w gruncie rzeczy irracjonalny. Bóg jest dobry i nie chce niczyjego udręczenia. Jeśli rozum nic człowiekowi nie wyrzuca, trudno by kierował się mglistymi odczuciami. Dlatego trzeba starać się nad owym lękiem panować. Jak? Chyba tylko zaufaniem do Boga, miłością do Niego. Nie polegaj na swojej doskonałości, ale na jego miłosierdziu. Będzie Ci łatwiej... Na pewno z początku będzie trudno. Jak człowiekowi, który musi się przyzwyczaić do leku przed ekspozycją. Ale może dasz radę...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg