piotr 03.04.2006 23:35
Mimo kilkudziesięciu lat praktykowania tracę wiarę w istnienie Boga. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że niezrozumiałe jest, dlaczego Bóg miałby wybrać właśnie taką formę kontaktu człowieka z Nim - wiarę. Wyposażył go w liczne zmysły, pozwalające całkiem precyzyjnie poznawać świat, oraz w umysł, pozwalający ten świat rozumieć, w tym wchodzić w relacje osobowe z innymi ludźmi, i tak przygotowanego człowieka pozostawia na pastwę domysłów co do Swojego istnienia. Co więcej, wiara wydaje się być w istocie nie „wiarą w Boga”, ale wiarą ludziom, którzy mówią o Bogu. Dlaczego miałby On podejmować takie ryzyko utraty wiary przez wielu ludzi, którzy doświadczyli czyjegoś kłamstwa, nieścisłości czy choćby pomyłki, i nie wierzą słowom, ale tylko temu, co człowiek obiektywnie może stwierdzić – własną obserwacją, potwierdzoną w sposób krytyczny obserwacjami innych ludzi? Zakładam, że Bóg pragnie zbawienia wszystkich i chciałby, aby każdy człowiek Go poznał. Nie przekonuje mnie czasem podnoszony argument, że gdyby ludzie wiedzieli o istnieniu Boga i nie musieli w Niego wierzyć, to nie byłoby miejsca na próbę charakterów i kwalifikacji moralnej człowieka. Przykład upadłych aniołów, którzy wiedzą, iż Bóg jest, a mimo tej wiedzy sprzeciwiają Mu się, wg mnie obala podobny argument. Niezrozumiałe jest też dla mnie, dlaczego Bóg, który nie ma względu na osoby, miałby objawiać się nielicznym, wybranym osobom, skazując zdecydowaną większość ludzi na „zależność” od garstki wybrańców, którzy w gruncie rzeczy są jedynym źródłem informacji o tym, że są wybrani. Argument o niepoznawalności transcendentnego Boga też uważam za nieaktualny, jeżeli wierzymy we wcielenie Jezusa Chrystusa. Byłbym wdzięczny za odpowiedź, która nie odwołuje się do dogmatów (jak choćby o grzechu pierworodnym bądź łasce), nie mówiąc już o „tajemnicy”. Takie wyjaśnienia zakładałyby już z góry konieczność akceptacji pewnych niewytłumaczalnych zjawisk, a więc nic by nie wyjaśniały w sensie obiektywnym.