08.04.2005 13:36
Czy zmartwychwstanie mozna traktowa jako dowód na prawdziwoś wiary? Czy w kontekscie religii można mówi o dowodach?
Odpowiedź:
Cały problem, jaki ostatnio przewija się przez nasz dział, a dotyczący dowodów na prawdziwość wiary rozbija się o rozumienie słowa "dowód". Trzeba więc dokonać tu pewnego wyjaśnienia i rozróżnienia, posiłkując się teorią poznania.
Dowody w sensie ścisłym istnieją tylko w naukach formalnych. Tylko na gruncie przyjętych założeń można udowodnić takie czy inne twierdzenie. W naukach przyrodniczych, w opisywaniu świata, tego rodzaju "pewne" dowody nie istnieją. Zawsze istnieje możliwość popełnienia błędu czy hołdowania złudzeniom.
Gdyby się głębiej nad naszym poznaniem zastanowić, to dochodzimy do wniosku, że poznanie zawsze jest obciążone możliwością pomyłki. Widzimy na przykład kolory. Gotowi jesteśmy zarzekać się, że istnieją. Tymczasem widzimy je tylko dlatego, że nasz mózg tak a nie inaczej interpretuje bodziec powstały w oku przez pewną długość fali elektromagnetycznej. Kolor jako taki nie istnieje. Dokładniej, istnieje tylko w naszym mózgu. Kto zaręczy, że w pozostałych kwestiach nie ulegamy podobnemu złudzeniu?
W jednej z książek opisano pewien eksperyment. Chciano mianowicie odkryć w jaki sposób kura poznaje, że ma do czynienia z drapieżnikiem, kuną. A że poznaje, wiemy po reakcji obronnej, jaką w kurze takie spotkanie wyzwala. Przecież kury nie chodzą do szkoły. A mamy-kury nie uczą swoje dzieci-kury rozpoznawać drapieżnika. Instynkt? Okazało się, że tak naprawdę kura widzi trzy rzeczy: futro, skradający się ruch i wpatrzone w nią oczy. Martwa kuna nie robiła na niej najmniejszego wrażenia. Za to kiedy na kijku przymocowano kawałek futerka, doklejono dwa imitujące oczy paciorki i skradającym się ruchem przysuwano do kury, ta zareagowała odruchem obronnym. Pytanie: kto udowodni, że poznajemy rzeczy takie jakie sa rzeczywiście? A może jesteśmy tylko nieco bardziej rozwiniętymi kurami, ale nasze poznanie jest straszliwie uproszczone?
Zwłaszcza po obejrzeniu filmu "Matrix", (gdzie filozoficzny problem poznawalności świata ubrany został w fabułę) nie powinniśmy zbyt mocno ufać naszym zmysłom. Przeciez jest do pomyślenia , że nasze poznanie nie jest prawdziwe... Jedyne co naprawdę pewne, to nasze istnienie. Kartezjuszowe "cogito ergo sum" rozwiązuje jednak tylko problem istnienia nas samych, istnienia świadomości, ale już nie daje pewności co do otaczającego nas świata, w tym także naszego ciała...
Nie da się więc "udowodnić", że poznajemy prawdziwie. Zawsze pozostaje pewien margines niepewności. Nic więc nadzwyczajnego w tym, że pojawia się ona także w kwestiach wiary w Boga, w Chrystusa...
Jednak kiedy w naszym serwisie ktoś pyta o "dowody" za istnieniem Boga czy prawdziwością chrześcijaństwa, nie chodzi mu o coś tak absolutnego. Chodzi o mocne uargumentowanie, że wiara w Boga nie jest wymysłem, że ma sens. Chodzi więc o "dowody" w innym tego słowa znaczeniu, podobnym do "dowodów" wystarczających dla sądu.
Proszę zwrócić uwagę, że chrześcijaństwo jest chyba jedyną religią (a na pewno jedyną wielką religią), która odwołuje się nie tylko do subiektywnego objawienia założyciela czy jakiejś filozoficzno-religijnej koncepcji, ale do niezwykłych faktów. Jest nim zmartwychwstanie Jezusa, nauczyciela z Galilei, który wcześniej poniósł śmieć na krzyżu z rozkazu rzymskiego prokuratora Piłata. Jeśliby ktoś przeprowadził uczciwy sądowy proces i zapytał świadków, okazałoby się , że zmartwychwstałego Jezusa widziało wiele osób. Czy jakikolwiek sąd mógłby nie przyjąć zeznań tych ludzi? Czy fakt, że wielu świadków zmartwychstania poświęcił tej prawdzie całe życie nie jest dość przekonujący? Czy uczciwy sąd mógłby użyć innych argumentów za odrzuceniem tej prawdy niż to, że zmartwychwstanie człowieka nie mieści się w głowie?
Zmartwychwstanie to bardzo mocny dowód za prawdziwością naszej wiary. Podobnie jest i z rozumowymi argumentami za istnieniem Boga. W tym sensie możemy mówić o "dowodzie" przemawiającym za prawdziwością naszej wiary...
J.