Iwona 27.09.2004 17:01

Zastanawiam się, jakie jest moje powołanie... Ostatnio myślałam o zakonie, ale nie wiem, prosiłam Boga bardzo w modlitwie by mi jakoś okazał, co mam robić. I nie wiem, własnie się dziwię, bo do rąk wpadła mi taka książka Michalea Quoista "Drogi modlitwy", dzięki, której zrozumiałam, że potrzebne są w takim życiu tu, w świecie pieniądza, neonowych blasków, opuszczenia, osoby, które będą rozpalać serca innych, które będą łączyć, prowadzic do Boga. Tylko, że czy to nie pycha? Bo przecież to Pan działa, a je nie mogę tego robić mysląc, że super postępuję, bo to Pan ma moc nie ja przecież. Ale przecież moge tak z Nim wędrować przez życie, kochać ludzi i modlic się za nich. Bo pomyslałam też tak: Jeżeli mama daje swemu dziecku dajmy na to sweter - prezent, a dziecko mówi:no piękne to, ale nie będę w tym chodził, to jak się mama poczuje? Pomyslałam, ze przecież Bóg podarował nam góry, niebo, słońce, gwiazdy i może chce byśmy Go za to chwalili, stworzył człowieka, którego kocha i w któym żyje, więc i ja mam go kochać i chwalić dobro w nim, które pochodzi od Pana. Pomyslałam, że nie mogę odrzucić prezentu od Pana. Dlaczego mam sie tego wyrzekac, skoro On sam nam to dał, sam podarował. Wszystko co naturalne, proste, wszystko co pomaga cżłowiekowi wzrastać jest dobre i można z tego korzystać...I być tu takim prokymiem i pokazać, że nie trzeab być zakonnicą by Pan był całym życiem i wszystkim. I zrozumiałam, że to bardzo trudna droga, choćby dziś w skzole kiedy tak wiele ludzi narzeka, kiedy się komuś nie chce nic, mi też się nie chce...A przecież w nich jest Jezus, może oni o tym nie pamiętają? A chciałabym by Bóg kochał ludzi przeze mnie. Pomagam trochę innym , czasami jestem bardzo zabiegana by zdążyć do jednego czy drugiego człowieka, no i czasami wszystko zawalam wybierając siebie. Trochę to długie co pisze, ale chcę spytać czy to, co pomyslałam o tym przykładzie z mamą nie jest złe. Bo pomyslałam, że dlatego może nie warto mi wstepoiwac od zakonu, choć od dwóch miesięcy (to przecież bardzo krótko) o tym tylko myslałam. Pomyslałam tez, że może miłe by było Bogu, gdyby cała rodzina była nastawiona tylko na Niego. Ale może to dlatego, że poznałam wspaniałą osobę - chrześciajanina, ale to tylko kolega. Bo może ja uciekam? Ale faktem jest, że gdy dotarło do mnie, że nie mogę wyrzekac się daru pana jakim jest świat, że droga mozebyć to, co jest, radość na twarzy i miłowanie innych w takim życiu to aż skakałam z radości. I się wsyztsko uspokoiło. Ale tearz dalej nie wiem, przeczytałam o życiu w zakonie kontemplacyjnym i dalej nie wiem. Kiedyś pisało tutaj, że nie należy wybierać większego wyrzeczenia, ale większą miłość. ja chyab chciałam się wsyztskiego wyrzec, ale to chyba z miłości. Myślałam, nie musze być szczęśliwa na ziemii, mogę oddać wszystko, nawet kiedy bolało, bo ziemia jest tylko przystankiem... Prosze by jakoiś odpowiadający objasnił mi to wsyztsko, wiem, że i tak decyzję bedę musiała podjąć sama. Jeszcze chcciałam spytać, kiedyś przeczytałam, ze postawa na modlitwie jest sprawą drugorzędną, i sama czasami rozmyslając przy Piśmie świętym siedizałąm wygodnie po turecku bo myslałam, że chodzi o to bym miłowała, ale potem sumienie mi jakoś mówiło, że miłowanie zawiera się wteż w wyrzeczeniu, więc jak będę klęczeć gdy nie mam na to siły, to może, choć trudniej mi będzie myśleć to będzie to wartościowsz,a może milsza Bogu modlitwa, skoro pokleczę tak z miłości, przecież Jezus przeszedł nieporównywalnie więcej. A ostatnio na stronie Karmelu pisało, ze obrazą dla Boga jest nie klęczeć jeśli jesteśmy w pełni sił, zdrowi. i nie rozumiem. Albo dlaczego śmiech głośny jest zły (tak pisało w jednym rachunku sumienia na stronie salwatorianie.pl)? I jeszcze jedno pytanie - czy własnie to, że pozostanę w tym życiu, nie wstepując do zakonu, to, że chce dużo robić nie jest ową pychą, że może będę się czuła "spokojna bo tyle robię", a tak gdybym była karmelitanką to jedyne co bym robiła to oddawal się Bogu w pokornej modlitwie za innych, nic bym nie miała, nie posiadała.
I czy jeżeli byłabym czyjąś żoną to wtedy mogłabym także pomgac innym, czy wtedy nie byłoby to niewypłenianiem swoich obowiązków. Bo mając dzieci należy im poświęcać czas, rozmawiać, bawic się, no i o męzu nie wolno zapominać itp. (w sumie teraz też osbie pomyslałam, że jeżeli nie ten chłopak, o którym pisałam to zakon, a tak nie powinnam myslec, prawda?)A jeżeli byłabym juz tą żoną to chciałabym też wszystko ukierunkowac na Boga. I nie wiem, teraz myślę nawet jaki pożytek chocby ze studniówki, myslę, ze mogę ten czas lepiej wykorzystać, albo nie pociąga mnie nawet jakoś robienie zdjęć, żeby coś utrwalać, mam to wszystko w pamięci i myślę, że chyba nie potrzeba mi tego aparatu, choć nie jest to złe zapewne? Prosze mi powiedzieć czy nie lepiej zamilknąć w ciszy klasztornych murów, a może nieść Pana w sobie innym tak jak to pisałam. Tylko (jesczze jedno pytanie) jak własnie świadczyć? Bo czasami myslę, że muszę mówić. Kiedy ktoś mówi, że mu się nie chce, że jest nie szczęśliwy, albo narzeka to mi się do głowy zawsze nasuwa coś związanego z religią. Na przykąłd ktoś kiedyś pwoeidział, ze jest sam, samotny i że mu z tym źle, a ja powiedziałam, ze nie jest sam, bo kocha Go Jezus. Tak wprost tego nie powiedziałam,,bo nie wiem czy tak mogę, tak gadac tyle, jak piszę listy do koleżanek to też o Bogu, wszystko się do tego sprowadza, ale może nie mówić jak tu kiedyś było w odpowiedzi, ze nie trzeba tyle mówić, ale żyć. Przepraszam za takie rowleczenie, jestem pełna wątpliwości co zrobic, jak żyć, kótrędy pójść. Powinnam porozmaiwa co tym z jakimś księdzem, ale nie wiem jak zaczać, bo nigdy nie spotykałam się jszcze z księdzem tak poza kratkami konfesjonału, a nie bardzo rozmowa o powołaniu pasuje do spowiedzi, jak zacząć o tym mówić, tak by ewentualnie umóiwc sie z księdzem na jakąś inną porę? Mam nadzieję, że otrzymam odpowiedź, b edę ogromnie ogromnie wdzieczna.Ogromnie, już z góry dziękuję

Odpowiedź:

Odpowiadający spróbuje ustosunkować się do wszystkich Twoich pytań. Ale na przyszłość bardzo prosi, by zadawać je jasno, bez niepotrzebnego gmatwania sprawy.

1. Nie jest pychą myslenie, że jesteś potrzebna, aby być światkiem Jezusa Chrystusa w dzisiejszym świecie.

2. Zarówno droga powołania zakonnego, małżeństwa jak i życia w świecie z bezżeństwie są drogami prowadzącymi do Boga. Wybór oczywiście nalezy do Ciebie. Cokolwiek zdecydujesz będzie dobre. Bo nie droga jest najważniejsza, ale święte życie. Czy więc będziesz żoną czy karmelianką, masz kochać...

3. Dla Boga mozna oczywiście wyrzekać się wszystkiego. Jest to dobre i szlachetne. Ale trzeba w tym odnależć choć trochę radości, bo inaczej pewnego dnia wszystko się zawali. Człowiek, który nie czuje się dobrze w swoim powołaniu jest po prostu nieszczęśliwy i ma "dar" unieszczęśliwiania innych. Odpowiadającemu wydaje się też, że pychą może być właśnie owo szukanie większych wyrzeczeń. Bo jeśli nie służą one powiększeniu miłości, to po co ich szukać?

4. Jeśli chcesz podczas modlitwy klęczeć, a swoje bolące kolana ofiarować Bogu, to oczywiście możesz. Czy będzie milsza Bogu modlitwa, podczas której będziesz myślała zamiast o Bogu i Jego słowach wypowiedzianych do Ciebie (pisałaś o rozmyślaniu nad Pismem Świętym) o bolących kolanach, tego odpowiadający nie wie. Wie natomiast, że Kościół zna rózne postawy i gesty modlitewne. Wszystkie coś wyrażają. POmagają ciału uczestniczyć w modlitwie. Ograniczanie ich do jednej jedynie słusznej jest nieporozumieniem. O postawach ciała i gestach modlitewnych możesz przeczytać TUTAJ

5. Odpowiadający nie czytał tego rachunku sumienia. Być może układającemu go chodziło o wrzaskliwość, upodobanie do głośnych zabaw, nieliczenia się z innymi. Śmiech może być śmiechem szyderczym, złosliwym itp, ale często wypływa też z głębi radosnego serca. A radość jest owocem Ducha Świętego, nie może więc być grzechem.

6. O Jezusie świadsczy się słowami, ale chyba przede wszystkim dobrym życiem. Słowa pouczają, ale przykłady pociągają. O jednym i drugim warto pamiętać...

J.

więcej »