10.12.2003 18:25

Jak to jest z uprzedzającą miłością bliżniego a naszą ingerencją w Boże plany ? Jeśli zaprowadzę pijanego przechodnia do domu, aby po drodze nie upadł, a on np. zapomni zgasić papierosa w domu i zaśnie, a tak- bez mej ingerencji- by go wzięli na izbę wytrzeźwień, oczywiście nie wiem, jak może być, to czy to będzie dobro ? Jeśli nie można uczynić jakiegoś dobra od początku do końca, to czy w ogóle je podejmować, gdy nie wie się, co z takiego połowicznego działania może wyniknąć ? Nie można go wziąć do swego domu, bo reakcja rodziców byłaby oczywista, nie można zostać u niego w domu, a oddać go samemu do izby, to jakoś nie tak.

Odpowiedź:

Powinniśmy czynić zawsze to, co wydaje nam się dobre. Tak uczył nas Jezus, zostawiając nam przykazanie, abyśmy się wzajemnie miłowali, jak On nas umiłował. Nie ponosimy odpowiedzialności za ewentualne złe skutki, które z naszego dobrego czynu wyniknęły, a których, jako mało prawdopodobnych, raczej nie mogliśmy przewidzieć lub wydawały nam się one bardzo mało prawdopodobne.
Jeśli np. w mróz podnoszę pijaka z ziemi i prowadzę go do domu, to zrobiłem dobrze, bo najprawdopodobniej uratowałem mu życie. Nie ponoszę odpowiedzialności za to, że on potem pobił swoją żonę. To nie ja dopuściłem się owego zła, a ów człowiek któremu uratowałem zycie. Nie mogę być do tego stopnia odpowiedzialny za czyny innych ludzi...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg