kasia 23.02.2003 22:49

dlaczego seks przedmałżeński jest grzechem, nawet jeśli jest wyrazem szczerych uczuć, pragnieniem jak największej bliskości kochanej osoby...Mam wrażenie, że czystość przedmałżeńska to coś nieosiągalnego nawet dla ludzi wierzących...

Odpowiedź:

Seks przed ślubem jest grzechem. Istnieją oczywiście racjonalne powody takiego podejścia do sprawy, ale zwróćmy na początku uwagę, że dla wierzącego argument „tak uczy Kościół” powinien być rozstrzygający. Kiedy bowiem uświadomimy sobie czym Kościół jest, to jego autorytet w zupełności wystarcza...
Przejdźmy do konkretnych argumentów. Trzeba sobie uświadomić, że innym imieniem miłości jest odpowiedzialność. Jeśli kocham, chcę szczęścia osoby kochanej i czuję się za nią odpowiedzialny. Jeśli ze zbliżenia pocznie się dziecko, będzie to od obojga rodziców wymagało zmiany życiowych planów: przyspieszenia decyzji o ślubie, przerwania nauki, pospiesznego poszukiwania pracy, mieszkania itp. Chłopak może od tej decyzji uciec, dziewczyna raczej nie. Nie jest miłością narażanie kochanej osoby na tego rodzaju trudności tylko dlatego, że pragnie się przyjemności czy rozładowania napięcia. To raczej wyraz egoizmu...
Jak już napisano miłość to odpowiedzialność. Może się zdarzyć, że poczniecie dziecko (stuprocentowe zabezpieczenia nie istnieją). Dojdziecie jednak z chłopakiem do wniosku, że do siebie nie pasujecie (gorzej, gdy dojdzie do takiego wniosku tylko chłopak). Opowiadanie przed ślubem o dozgonnej miłości niewiele jest warte. Łatwo się z takich deklaracji wycofać. Jak będzie wyglądało w takiej sytuacji wychowywanie waszego dzieciaczka? Czy nie ma ono prawa do bycia wychowywanym przez oboje rodziców? Co będzie czuło, jeśli do nikogo nie będzie mogło powiedzieć „tato”. A jeśli, dla jego dobra, jednak się pobierzecie, to jak będzie się to wasze życie układało? Czy dacie radę męczyć się przez całe życie? Czy dziecko będzie szczęśliwe, mając zgorzkniałych rodziców? A nawet jeśli podejmiecie decyzję o ślubie z radością, to kto zagwarantuje, że po kilku latach, w momencie jakiegoś małżeńskiego kryzysu, istnienie tego małego człowieka nie stanie się powodem wyrzutów wobec partnera? Warto dla chwili pospiesznej, jakby skradzionej przyjemności, narażać tego człowieczka na tego rodzaju przykrości?
Innym imieniem miłości jest odpowiedzialność. Wydaje się, iż współżycie przed ślubem jest wyrazem jej braku, gdyż naraża partnera na przeróżne przykrości, nawet jeśli do poczęcia dziecka nie dojdzie. Będzie nią, w sytuacji rozstania się, konieczność tłumaczenia nowemu ukochanemu tego, dlaczego nie jesteś dziewicą. Dla mężczyzny, wbrew pozorom, to jest ważne. Może dlatego, że podświadomie nie chce być porównywany z poprzednikiem... Jeszcze gorzej, gdy zostaniesz porzucona. Dziś być może deklarujecie, że w razie czego nie będziecie mieli do siebie żalu. Ale jeśli decyzję o rozstaniu podejmuje tylko jedna strona, to drugą zawsze bardzo to boli. Łatwiej będzie to znieść ze świadomością, że nie daliście sobie wszystkiego...
Być może uległaś, że trzeba się przed ślubem „wypróbować”. Powiedzmy jasno: osoba nie jest rzeczą. To niby oczywiste, ale ludzie nie są skłonni tego zauważać. Wypróbować można kupowane ciuchy, odtwarzacz kompaktowy albo nowy samochód. Osoba zasługuje, by traktować ją inaczej... Obawiamy się, że to nie z powodu seksu rozpadło się niejedno małżeństwo. Raczej chodziło o egoizm któregoś ze współmałżonków. Jak można powiedzieć: „Kocham Cię pod warunkiem, że jesteś dobry w łóżku”? Miłość nie stawia warunków. Miłość daje całego siebie (nie chodzi w tym wypadku o seks). Będziecie ślubowali sobie na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie, szczęściu i nieszczęściu... Przecież będziecie partnerami, „dopóki śmierć nas nie rozłączy”... Czy można porzucić kogoś, z kim łączy mnie wspaniała przyjaźń, piękne wspomnienia, a któremu obiecałem miłość do końca życia tylko dlatego, że nie jest dość dobry w łóżku? Czy do tego sprowadza się miłość? Warto też pamiętać, że ludzkie gusta się zmieniają. Dziś młodzi mogą sobie pod względem seksualnym odpowiadać. Ale za dziesięć lat? Jeśli jej temperament się zwiększy, a jego osłabnie, to mają się rozstać? Czy rzeczywiście na tym polega miłość? Bo nam bardziej kojarzy się to z egoizmem: to mnie ma być dobrze, to mnie ma być przyjemnie. A jeśli partner (partnerka) przestaje mi odpowiadać, to zmieniam go jak podarte skarpety...
Warto dodać, że w małżeństwie trzeba pielęgnować miłość. Niektórym wydaje się, że ślub to kres drogi. Nic bardziej błędnego. To dopiero początek. Będziecie musieli ze swoja miłością postępować jak ogrodnik postępuje z najpiękniejszym kwiatem...
Dodajmy na koniec: Skoro nie jesteście jeszcze w tej chwili gotowi się pobrać, to nie jesteście także gotowi odpowiedzialnie rozpocząć życie seksualne. Proszę o tym pamiętać...
Proponujemy jeszcze odwiedzenie kilku stron:
http://www.teologia.pl/m_k/zag06-7a.htm#4
http://www.oaza.org.pl/polski/czasopisma/wieczernik/dlaciebie/7.html
http://mateusz.pl/pow/011115.htm http://www.kuria.gliwice.pl/czytelnia/jezuszyje/index.php?numer=03&art;=16

red. (J)
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg