PD 22.03.2020 23:14

Chciałbym zapytać, jak Odpowiadający rozumie te słowa o. Salij: "Istota porządku moralnego w pożyciu małżeńskim zasadza się na tych dwóch filarach: na obustronnym, przynajmniej niedoskonałym, przekraczaniu własnego egoizmu oraz na uszanowaniu pierwotnej celowości aktu seksualnego, tzn. na nieingerencji w jego ukierunkowanie ku poczęciu nowego życia. Jeśli wewnątrz tych granic zdarza się jakieś naruszenie moralnego porządku, to mimo że jest ono zazwyczaj w pełni świadome i dobrowolne, stanowi jedynie grzech powszedni. To jest ów jedyny wyjątek, o którym wspomniałem wyżej." Ja myślałem nad tym i trochę przypomina mi słowa mojego byłego spowiednika, który mawia, że nie licząc antykoncepcji i traktowania małżonka jak przedmiotu do zaspokajania popędu, to "bardzo trudno zgrzeszyć przeciw VI przykazaniu w małżeństwie". Myślę, że to odstępstwo od ogólnej zasady, że grzechy przeciwko VI przykazaniu są obiektywnie ciężkie, polega na tym, że jeżeli dajmy na to mąż współżyje z żoną lub tylko o współżyciu rozmyśla i w tym akcie lub tej myśli pojawia się jakiś egoizm, nadmierne nastawienie na własną przyjemność to nie jest to od razu grzech ciężki (owo wspomniane "niepełne przekraczanie własnego egoizmu"). Ogólnie - gdy nie uprzedmiatawiamy generalnie współmałżonka, mamy do niego szacunek, ale zdarzają się chwile słabości i egoizmu w myślach, spojrzeniach czy czynach, to nie jest to od razu grzech ciężki. Tak sądzę... A jak to widzi Odpowiadający?

Mam też drugie pytanie, które było tu wałkowane (zapytaj.wiara.pl/pytanie/pokaz/88b8a), ale jakoś nie daje mi spokoju. Przeczytałem ten artykuł o. Szyrana i uważam, że przyjął on szereg błędnych założeń m.in.: że myśl erotyczna dotycząca współmałżonka wiąże się zawsze z uprzedmiotowieniem; że myśl taka nie jest częścią relacji osobowej; że każda taka myśl i każde pobudzenie stwarza istotne ryzyko doprowadzenia do masturbacji. Nie winię go za to, bo błędy te nie muszą być oczywiste dla kogoś, kto nie zna małżeństwa "od kuchni", niemniej nie dawało mi to spokoju. Przejrzałem więc kilka podręczników to teologii małżeństwa i rodziny, nie znajdując wzmianki o grzeszności takich myśli (chyba, że zostały wrzucone do jednego wora "myśli nieczystych", bez wzmianki o tym, co wydaje mi się nieprawdopodobne), natomiast w podręczniku A. Kokoszki (cytowanym często przez Odpowiadającego), jest napisane wprost, że takie myśli grzechem nie są. Zapytałem spowiednika (który również nie widział tu grzechu), co zrobić z opinią o. Szyrana. Odpowiedział, że ma on do swojej opinii prawo, ale to jego opinia i nic więcej. Z jednej strony mam silne przeświadczenie, że wyjaśniłem tą wątpliwość do granic możliwości, z drugiej mi to wraca, dlatego chciałem zapytać - czy jeżeli już nawet wyjaśniłem to ze spowiednikiem, to czy trzeba jeszcze kogokolwiek pytać, czy też mogę po prostu przejść do porządku dziennego nad tym, że uznaję, że o. Szyran się w tej sprawie myli i już?

Odpowiedź:

1. Rozumiem to mniej więcej tak, że o ile nie dochodzi w małżeństwie do gwałtów czy innych bolesnych psychicznie, upokarzających dla drugiej strony działań, a współżycie jest otwarte na poczęcie, to nie ma grzechu. Drobne niedoskonałości będą tu grzechem lekkim.

2. Może Pan uznać, że wspomniany autor się mylił. Rekomendacja spowiednika jest tu rozstrzygająca.

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg