M_J_K 10.09.2017 17:12
W filozofii dominuje przekonanie, że to co najwyższe (Absolut), jest też najprostsze. Ja również mam takie odczucie i wydaje mi się, że każdy człowiek je ma. W takim razie wydawać by się mogło, że zarówno świat oglądany przez pryzmat prawdziwej religii jak i człowiek w tym świecie (w szczególności jego droga do zbawienia) też powinny wyglądać prosto. Tymczasem jeden człowiek rodzi się w rodzinie katolickiej, inny muzułmańskiej, inny wśród ateistów, a jeszcze inny urodził się przed narodzinami Chrystusa. Droga zbawienia każdej z tych osób jest diametralnie różna. Jedni mają drogowskaz w postaci Chrystusa, inni nie. Rozważmy 2 przypadki:
a) Ludzie nie znający Kościoła mają po śmierci tak samo trudno (cokolwiek by to znaczyło - czyściec, piekło?), co katolicy - wtedy jest to deprecjacja Kościoła
b) Ludzie nie znający Kościoła mają po śmierci trudniej, niż katolicy - wtedy świat nie jest prosty, a ja śmiem twierdzić, że Bóg nie jest sprawiedliwy.
Dodając jeszcze spontanicznie: co to znaczy! Bóg przez cały okres starotestamentowy zajmował się jednym ludem wybranym, aby ten najpierw osiągnął doskonałość, a dopiero potem nawracał inne ludy. A co z tymi, którzy żyli w tamtych czasach i nie doczekali przyjścia Chrystusa za te kilka tysięcy lat! Wczujmy się w ich sytuację. Wiodą trudne życie, a tu żadnego znaku na niebie czy ziemi. To mi przypomina raczej jakiś mit charakterystyczny dla tzw. cywilizacji gromadnościowych, w których los pojedynczej jednostki jest mało ważny. I jeszcze te docinki w stylu: „Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom a rzucić psom". To samo tyczy się osób, które żyją dzisiaj i jeszcze nie poznały Kościoła. No chyba, że Kościół wcale nie ułatwia zbawienia, ale tutaj wracamy do naszych dwóch przypadków a) i b).
Zobacz TUTAJ
J.