Gość 11.05.2016 15:31
Czy dobrze to rozumiem, co poniżej opisałem, czy tak jest? Jak to jest z pojednaniem.
- żalem,
- przeproszeniem i
- przebaczeniem?
Żal. Na spowiedzi: „Panie Boże żałuję, że miałem do Jacka urazę za to co mi uczynił”?
Przeproszenie. Do Jacka: „Jacku przepraszam Ciebie, za to że byłem dla Ciebie obcy i zdystansowany (ale nie mówię mu dlaczego byłem obcy i zdystansowany, nie mówię, że powodem była uraza, za zło które on mi uczynił, tylko traktuję tę sprawę jako mój problem, że ja miałem problem ze sobą i nie wytykam mu, że takie a takie zło względem mnie popełnił, i nie mówię mu „przepraszaj mnie tu natychmiast za to a za to, a Ci wybaczę”, tylko odwracam to i proszę go o przebaczenie tego mojego zła bycia obcym i zdystansowanym, nie podając powodu, nie obwiniając go, bo to budzi agresję tylko)?
Przebaczenie. A z przebaczeniem, to już jest tak, że to się nie musi odbyć tak że padamy sobie w ramiona razem z Jackiem i przebaczam ja jemu a on mnie (choć zwykle to ja mam urazę, a druga osoba - jak przynajmniej mówi do mnie - od razu mi przebacza i nigdy nie żywi urazy). Ale wracając do tego przebaczenia mojego do Jacka. To nie padam mu w ramiona, tylko po przeproszeniu go słownie (czasem z zaciśniętymi zębami, i w upokorzeniu) przebaczam mu w dowolnym momencie, nawet później po przeprosinach, ale już w cichości mojego serca w dowolnym momencie? Czy tak jak to zobrazowałem to tak powinno być w pojednaniu?
Są te trzy: żal / przeproszenie za moje zło urazy do Ciebie, za zło któreś mi uczynił / przebaczenie w sercu już z dala od „wroga”. Czy tak jest z pojednaniem?
W tym co opisałem podałem mój przykład, który głównie mnie dotyka, czyli żywienie urazy przez osobę zranioną złem, ze strony drugiej osoby.
Ja staram się nie ranić nikogo, a szczególnie tej bliskiej mi osoby. Najtrudniejszy jest ten drugi punkt, czyli przeproszenie. Bo czy ja muszę zawsze przepraszać daną osobę, że żywię urazę do niej za zło które mi uczyniła, nie podając powodu? A nie chcę jej mówić jakie to zło popełniła względem mnie, bo po co? Wiem, że fajnie jakby ta druga osoba się upokorzyła i przeprosiła i wiedziała co złego zrobiła, ale może liczenie na to nie ma sensu. Ale to ja zwykle mam urazę, a chcę być pojednany ze wszystkimi, bo inaczej tracę Ducha Świętego i wszystko się sypie i nie ma nic, ani modlitwy, ani życia. Strasznie ważne jest dla mnie pojednanie. Więc może najważniejszy w tym wszystkim jest ten trzeci punkt. Czyli przebaczenie w sercu wrogowi i nie przepraszanie go za to że miałem urazę. Czy wystarczy przebaczenie w sercu? Jeśli on nie żywi do mnie urazy, to chyba mogę przyjąć Eucharystię i zanieść dar na ołtarz? Problem jest tylko ze mną, prawda? To tylko ja mam problem ze sobą. Bo nie jest tak, że ja Jacka zabiłem, czy okradłem go, albo pobiłem i muszę go przepraszać za to. Nie. To on mnie zranił, a ja muszę go przepraszać jakby za to że on mnie zranił – w sensie za to że miałem urazę do niego za to jego zranienie mnie złem. Ale taka uraza (nienawiść) jak mówi Pismo, jest podobno równoznaczne z tym że go morduję i zabijam. Więc nie wiem, jak się pojednać.
Może wystarczy, że daną urazę szybko przebaczę w sercu nie robiąc całego cyrku z przepraszaniem? Jedynie w spowiedzi wyznać osąd i urazę?
Więc kiedy przepraszać i iść do osoby, kiedy słownie rozmawiać itd? A co z przebaczeniem? Czy ono tylko w skrytości w sercu, ja w Krakowie, on w Poznaniu i w sercu sobie przebaczamy i on nie wie o tym i ja nie wiem? Tylko później znakiem tego są normalne rozmowy i relacje? Trudne to jest jak nie pada słowo przepraszam, skierowane do osoby pokrzywdzonej i gdy nie jest naprawione zło. Więc może kluczem jest tylko to przebaczenie w sercu? A przepraszać tylko za obmowy i kłamstwa, nienawiść, i skradzione rzeczy, wtedy przepraszając i zwracając. Ale może też za żywienie urazy przepraszać, bo to jak nienawiść?
I na koniec, chciałbym spytać, co w sytuacji, gdy druga osoba żywi do mnie urazę cały czas i ma coś cały czas przeciw mnie, a ja o tym nie wiem. Czy mogę wtedy przyjmować Eucharystię i zanosić dar na ołtarz? Albo gdy już wiem, że żywi urazę i ją przepraszam za daną rzecz, a ona dalej nie chce mi przebaczyć, i ma dalej coś przeciw mnie, to nie mogę już nigdy przyjmować Eucharystii i zanosić daru na ołtarz?
Dziękuję i przepraszam za ten chaotyczny list.
Chyba się nieco przy lekturze pogubiłem... Odpowiadając na najistotniejsze...
Najważniejsze jest nie to, by w procesie pojednania przejść pewną procedurę, ale by faktycznie doszło do "normalizacji" stosunków. Co niekoniecznie zresztą musi oznaczać powrót do dawnej zażyłości. Powinno jednak być przynajmniej tyle, by poniechać pragnienia zemsty...
Co do grzechu żywienia urazy... Uczucia nie są grzechem. Jest nim kierowanie się takim negatywnym uczuciem w sensie szukania chęci odwetu, zemsty, poniżenia przeciwnika. Jeśli mimo uczucia żalu rezygnujesz z zemsty, to nie tylko nie jest to grzech, ale wręcz zasługa. Bo taka decyzja kosztuje...
No i czy przepraszać za te negatywne uczucia.. One nie są grzechem, więc nie ma sensu. Zwróć jednak przede wszystkim uwagę, że Pan Jezus wcale nie mówił: jeśli masz żal do brata o to, że Cię skrzywdził idź, przeproś go, a potem dopiero ofiaruj Bogu swój dar. Jezus powiedział: "jeśli wiesz, ze brat twój ma coś przeciw tobie" masz się z nim pojednać. Czyli nie ofiara ma przepraszać za soje negatywne odczucia względem bliźniego, ale ten, który skrzywdził. Nawet jeśli uważa, że nic złego nie zrobił...
J.