Raj 04.11.2023 17:32

Szczęść Boże,

chciałbym wrócić do pytania odnośnie czytania ebooków pirackich - ściągniętych i przesłanych mi przez wujka.
Według Kodeksu Kanonicznego ściąganie nie jest grzechem (w ogóle) i według odpowiedzi na stronie z 2015 r. - podaje link:
https://zapytaj.wiara.pl/pytanie/pokaz/23981b

jeśli dobrze rozumiem ściąganie nie jest grzechem.
Jak to powinienem rozumieć? Czy czytanie ściągniętych pirackich ebooków jest grzechem, ciężkim? Czy nie? Według wspomnianego wcześniej przeze mnie księdza - spowiednika - to jest grzech.
Gubię się w tym. We własnych myślach, wątpliwościach.
Waham się, czy nie kupić ebooków i mieć czyste sumienie, ale z drugiej strony kupię dwa kryminały po to, żeby je raz przeczytać.

Proszę o odpowiedź, o ile jest to możliwe jednoznaczną.

Pozdrawiam,
Raj

Odpowiedź:

Między "jest grzechem" " a " jest grzechem ciężkim" istnieje jeszcze cała masa tego, co "między". Ot, takie lenistwo. Nie pozmywałem naczyń, bo mi się nie chciało, zrobiła to żona. Czy to dobrze? Na pewno nie. Czy to wielkie zło? Na pewno nie. I tak patrzyłbym na kwestię czytania "pirackich" książek. To moje zdanie. Ale Ty oczywiście słuchaj spowiednika, bo tak powinieneś zrobić.

Na temat tzw praw autorskich w ciągu ostatnich 20 lat pisałem tu wiele. Odpowiedź, którą linkujesz, była jedną z nich, ale powstała w momencie, gdy już nie miałem sił pisania ciągle tego samego. Pisałem np. że "piracenie" zasadniczo różni się od np. buchnięcia komuś roweru tym, że nie pozbawia właściciela jego własności; dalej może z niej korzystać, dalej może ją sprzedawać. Istotą sprawy jest to, ze właściciel nie otrzymał zapłaty, za to co zrobił. Ale spodziewać można się zapłaty zasadniczo tam, gdzie w grę wchodzi jakaś umowa: pomaluję mieszkanie za tyle a tyle. Tu żadnej umowy między autorem a czytelnikiem nie ma. Podobnie jak nie ma umowy między autorem a czytelnikiem, który czyta książkę wypożyczoną w bibliotece. Jeśli więc stosować tu jakąś zasadę, to jakaś umowę ogólną: takie a takie zasady obowiązują w naszym społeczeństwie. A obowiązują takie - chyba jeszcze ciągle, nie sprawdzałem -  że tzw użytek własny nie jest ścigany i karany. Ścigane byłoby sprzedawanie nie swojego, zarabianie na tym. Skoro więc państwo pozwala na użytek własny, właściciel praw autorskich publikując swoje dzieło powinien się z tym liczyć. I trudno powiedzieć, że ma prawo czuć się pokrzywdzony, jeśli ktoś na własny użytek skorzysta. Wie jakie jest prawo  w ramach tego prawa publikuje. A stara zasada mówi, że chcącemu nie dzieje się krzywda.

J.

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg