21.12.2006 11:50

Od wielu lat walczę z natręctwami myślowymi na tle religijnym. Czasem jest tak żle, że tylko głęboka wiara pomaga mi pomimo tych duchowych udręk nie oddalić się od Boga. Do tego doszło skrupulatne sumienie, które potrafi doszukać się grzechu we wszystkim. Do spowiedzi chodzę często, a i tak grzechów nazbiera się bardzo dużo. Spowiadam się przede wszystkim z myśli i to nawet z tych, z którymi walczę i ich nie akceptuję. Ostatnio do spowiedzi przedświątecznej poszłam po 7 tygodniach od ostatniej. Starałam się ograniczyć do grzechów bez wątpienia poważnych, aby drobiazgami nie przedłużać spowiedzi w tym tak gorącym dla spowiadających okresie.
Byłam szczęśliwa, gdy kapłan wyraźnie zaakcentował, że wszystkie grzechy zostały odpuszczone i mam się cieszyć Bożym Miłosierdziem. Ale już po spowiedzi zaczęły się wątpliwości, czy w zdenerwowaniu nie zapomniałam jakiegoś grzechu, czy powiedziałam precyzyjnie, czy nie za szybko, czy ksiądz usłyszł, zrozumiał. Że pewnie z grzechów, które uznałam za lekkie też należało się wyspowiadać. Już planuję, że na następnej spowiedzi będę musiała wyznać niektóre grzechy raz jeszcze. Czuję, że gubię w tym wszystkim Boga, Jego miłosierdzie i łaskę. Dążę do chorego perfekcjonizmu duchowego. Jak z tym żyć i poprawiać swoje życie tam, gdzie to konieczne, a nie zadręczać się drobiazgami?

Odpowiedź:

Hmmm.. Jak by to powiedzieć.... Widzisz... Bóg nie jest komputerem, który trzeba precyzyjnie obsłużyć, by zrobił to, o co nam chodziło. Jeśli zamiast "shutdown" wpiszesz "shutdonw" to maszyna nie zrozumie. Ale Bóg, podobnie jak człowiek, potrafi tego rodzaju pomyłki wyłapać i nie brać ich pod uwagę.

Bo cóż piszesz? Boisz się, czy w zdenerwowaniu nie zapomniałaś jakiegoś grzechu, czy powiedziałaś precyzyjnie, czy nie za szybko, czy ksiądz usłyszał, zrozumiał. A to właściwie nie ma znaczenia. Ważne, ze chciałaś wyznać grzechy tak, jak je w tym momencie wyznać potrafiłaś. Nieważne czy czegoś nie zapomniałaś. Zapomnienie nie czyni spowiedzi nieważną. Nieważne czy ksiądz zrozumiał jak należy. Nieważne czy wszystko usłyszał. Gdyby miał wątpliwości, to powinien Cię zapytać. Ale nie zapytał. Co więcej, zaznaczył, że wszystkie grzechy zostały Ci odpuszczone. Dalej piszesz, że "pewnie z grzechów, które uznałaś za lekkie też należało się wyspowiadać" Otóż nie. Skoro wtedy, mając delikatne czy skrupulatne sumienie uznałaś, że nie były to grzechy ciężkie, to należy uznać, że ta Twoja ocena była słuszna. To rodzące się dziś wątpliwości są chore. Przede wszystkim zaś zauważ, że nie wyznałaś ich nie z chęci zatajenia, ale dlatego, ze wtedy uznałaś, że nie ma co księdzu zawracać błahostkami głowy. Znów należy powiedzieć: nie chciałaś niczego zataić. Spowiedź na pewno jest ważna...

Jak przezwyciężać skrupuły? Zapewne ważne jest, by wziąć swój strach w karby. Strach, obawę przed Bogiem. Przede wszystkim jednak zwróć uwagę na dwie sprawy. O pierwszej już wspomniano. Spowiadasz się przez dobrym Bogiem, który z miłości do nas posłał swojego Syna na świat, a nie przed bezduszną maszyną do odpuszczania grzechów. Gdyby do Ciebie przyszło Twoje ukochane dziecko, które zawiniło wobec Ciebie, przyszło zalęknione i zmieszane, zaczęło swoje winy wyznawać, to czy czepiałabyś się go, że coś tam niedokładnie powiedział albo że pominął jakieś drobiazgi? Czy widząc jak się stara nie przytuliłabyś dzieciaka i nie powiedziała, że już wszystko dobrze? Bóg nas naprawdę kocha. I na pewno nie chce nas wyznawaniem grzechów zadręczać. Chodzi tylko o to, byśmy umieli się do nich przyznać...

Po drugie zwróć uwagę, że Twój stan jest na pewno jakimś dziełem szatańskim. Niezależnie od tego czy lekarz nazwie to chorobą czy nie. Bo dokąd Cie to zaprowadzi? Do rozpaczy. Bo cokolwiek zrobisz, i tak będzie źle. Jakbyś się nie starała i tak zawsze będziesz winna. To najprostsza droga do porzucenia nadziei i zrezygnowania z troski o własne zbawienie. Bóg tego na pewno nie chce. Zaufaj Mu. Uwierz, że jest Bogiem "sprawiedliwości, radości i pokoju w Duchu Świętym" (Rz 14, 17), a nie udręczenia...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg