Monika 10.09.2006 14:48

Zastanawia mnie na ile mój los zalezny jest od Boga. Nie mam na myśli losu w sensie studiów, pracy itp - to są sprawy drugorzędne. Mam na myśli może zycie duchowe i los mojej duszy.

Postaram się wyjaśnić o co mi konkretnie chodzi.

Bóg jest wszechmocny i gdyby chciał, w jednej chwili uczyniłby ze mnie świętą i zabrał do Siebie. Widocznie jednak jego taktyka jest zupełnie inna. I przez to WYDAJE MI SIĘ taktyką mniej pewną - mniej pewny wydaje mi się los mojej duszy, przebieg mojego duchowego wzrostu.

Staram się robić wiele rzeczy dla Boga. Różne wspólnoty, czytanie książek religijnych, modlitwa, rozmowy itp. Zawsze jednak po pewnym czasie stwierdzam, że stoję w punkcie wyjścia. Po dlugim czasie zauważam, że to wszystko nie prowadziło do Boga, że gdzieś u podstaw tkwił błąd, albo że zbłądziłam po drodze. Np. molitwa - w pewnym momencie orientowałam się, że bardziej szukam na niej siebie niż Boga, bardziej próbuję zrozumieć siebie, przemyśleć siebie, niż spotkać Boga. Wspólnoty po pewnym czasie stawały się wazniejsze niż Bóg, którego miałam w nich znaleźć. Ksiązki? w pewnym momencie zauważyłam że moja wiara jest ksiązkowa, a nie ma w niej zycia.

Ciągle szukam wskazówek jak zyc, jak postępować w życiu duchowym. I co jakiś czas, po przewertowaniu ileśtam stron Biblii lub książek religijnych trafię na jedną, mądrą rade, która pokazuje mi, że do tej pory traciłam czas bo wszystko robiłam źle. Tak nigdzie nie dojdę.

Łapię się na tym że pierwsze słowa, które zanoszę do Boga w spontanicznej modlitwie, to prośba 'pokaz mi drogę'. Proszę Go, by powiedział mi, co ja mam robić. Ale i tak wiem, że jestem tylko człowiekiem i nie umiem pełnić Jego woli, nawet gdybym ją dokładnie poznała.

Bóg jest wszechmocny, to On zbawia, to On uświęca. Ale równocześnie oddaje nasz wzrost duchowy w nasze własne słabe ręce. Nie ufam sobie. Jeśli to ja mam prowadzić swój rozwój duchowy - to nigdzie nie dojdę.

Może usłyszę że to Duch Święty ma prowadzić nas i nasz wzrost do Boga. Ale jak to jest w praktyce? Przecież to ja każdego dnia podejmuję decyzję czy przeczytać daną książkę, czy porozmawiać z kimś itp. Nie jestem marionetkną kierowaną przez Ducha, a przyznam, że czasem chciałabym być.

Da się coś poradzić...?

Odpowiedź:

Wiara jest łaską. To prawda. Ale konkretne decyzje w tej sprawie podejmują konkretni ludzie. To oni tę łaską przyjmują albo ją odrzucają...

Nie o to chodziło w pytaniu? Jasne. Ale ostatnio dość często odpowiadający spotyka się z zarzucaniem Bogu, że jego wiary nie ma albo nie jest taka jak być powinna. "Gdyby Bóg chciał"... To też zależy od nas. Naprawdę...

Wielu zapomina, że w każdej decyzji wiary jest jakiś element niepewności. Ludzie chcieliby mieć pewność absolutną, niepodważalną. Tymczasem wiara ma w sobie coś ze skoku ze spadochronem. Nigdy nie ma się absolutnej pewności, że wszystko skończy się dobrze. Wypadki przecież się zdarzają. Tylko skoro spadochron jest na pewno dobrze złożony, skoro wszystko teoretycznie pasuje, trzeba w końcu skoczyć, a nie dziesiatki razy sprawdzać... Żeby wierzyć trzeba podjąć taką decyzję. Suma wszystkich argumentów za wiarą to jeszcze za mało, żeby wierzyć...

Z pozoru to co napisano wyżej nie ma związku z pytaniem. A jednak ma. Jest próbą fundamentalnego odwrócenia Twojego myślenia o swojej wierze. Nie zastanawiaj się ile w twojej wierze zależy od Boga. Pamiętając że wiara jest łaską rób tak, jakby wszystko zależało od Ciebie...

Co dalej? Chyba za bardzo sprawy komplikujesz. To normalne, że na modlitwie szukasz także siebie. Modlitwa jest spotkaniem z Bogiem, to Jego powinniśmy szukać. Ale w Jego świetle możemy też widzieć siebie. Przecież o to właśnie chodzi, by modlitwa kształtowała nasze życie, nasze wybory, nasze widzenie świata. Jasne, nie możemy za bardzo koncentrować sie na sobie. Ale jeśli coś takiego dostrzegasz, to nie odrzucaj modlitwy jako takiej. Oczyszczaj ją raczej. Powiedz Bogu jakos tak: "Wiesz, za bardzo w mojej modlitwie koncentruję się na sobie. A przecież wiem, że modlę się tez po to, żeby być z Tobą, bo jesteś tego wart; modlę się, by poznać Ciebie. Wybacz, jeśli za bardzo koncentrowałam sie na sobie"...

Podobnie jest chyba z owym widzeniem wspólnoty. To dobrze, że w niej szukasz Boga. Jeśli uważasz, że za bardzo szukasz jej dla niej samej, to też spróbuj swój stosunek do owej wspólnoty oczyścić. Na modlitwie dziękuj Bogu za nią, ale nie odchodź... Nie jest tak, że idąc za Bogiem trzeba zupełnie zatracić siebie. Pan Jezus mówił, że kto dla Niego opuszcza bliskich, zyskuje wielu innych: braci sióstr, matek. Nie trzeba się tego bać....

Jeśli na koniec można jeszcze coś radzić... Nie zastanawiaj się, na jakim stopniu rozwoju wiary jesteś. To nie jest tak naprawdę istotne. Po prostu każdego dnia staraj się żyć tak, jak Chrystus żyłby na Twoim miejscu. Każdego dnia ponawiaj Bogu swoje "tak"... Łatwiej będzie uniknąć Ci pychy z powodu osiągnięć, ale i rozpaczy, że ciągle coś jest nie tak...

J.

więcej »