Jabłonka 19.04.2023 17:45

Szczęść Boże, mam złożony problem.

Od wielu, wielu lat leczę się psychiatrycznie i uczęszczam na różne psychoterapie (obecnie mam chyba 4 terapeutę), przez 3 miesiące byłam na oddziale dziennym szpitala psychiatrycznego leczenia nerwic. Stwierdzono u mnie zaburzenia depresyjno-lękowe, osobowość narcystyczną. Moje dzieciństwo było ciężkie, wychowywałam się na wsi bez ojca w rodzinie z problemami emocjonalnymi. Byłam wyśmiewana przez rówieśników, nasza rodzina została w pewnym sensie wykluczona ze społeczności lokalnej. Jako nastolatka byłam ateistką, bierzmowanie przyjęłam pod naciskiem mamy, ale niechętnie. Skończyłam studia, po podjęciu pracy dotknął mnie mobbing, który bardzo nadszarpnął moją kruchą i tak psychikę. Dzisiaj mam 30 lat, mieszkam w domu rodzinnym, nie mam narzeczonego ani przyjaciół, prawie nie utrzymuję kontaktu z ludźmi, tylko z domownikami. Pracuję zdalnie. Leczenie nie przynosi oczekiwanej po tak długim czasie poprawy, bo chociaż posiadam wiedzę na temat mechanizmów, które działają w mojej głowie, to emocjonalnie wciąż funkcjonuję źle. Nie umiem kochać, ufać ani wierzyć zarówno Bogu jak i osobom postronnym. Chodzę co miesiąc do spowiedzi, przypuszczam, że mam sumienie skrupulanckie. Zastanawiam się nad przystąpieniem do spowiedzi generalnej, bo wciąż nie dają mi spokoju grzechy, które popełniłam, a nie wiedziałam, że to grzech i nie wiem czy je wyznałam (np. pobieranie pirackiej muzyki z internetu). Nie wiem czy żałowałam za grzechy. Nie wiem czy dostatecznie odcięłam się od wpływu zła. Zastanawiam się nad modlitwą o uzdrowienie/uwolnienie. Skądinąd wiem, że ludzie mi jawnie złorzeczyli, rodzina ojca wyparła się mnie, ojca nie znałam (choć był moim sąsiadem, teraz nie żyje). Zastanawiam się, czy nie przyczepiło się do mnie jakieś osobowe zło, które utrudnia mi życie. W okresie buntu przeszłam okres antyteizmu, wciąż męczą mnie wątpliwości co do istnienia Boga i jego prawdziwego oblicza. Boję się piekła.
Moja mama jest coraz starsza, ja jestem samotna i nie wiem co mam zrobić z moim życiem. Metrykalnie jestem dojrzałą kobietą, a w głowie wciąż pogubionym dzieckiem. Czy modlitwa o uwolnienie to dobry pomysł? Czy spowiedź generalna mogłaby mi pomóc? Pozdrawiam

Odpowiedź:

No tak... Najmocniej uderzyło mnie to:  "Leczenie nie przynosi oczekiwanej po tak długim czasie poprawy, bo chociaż posiadam wiedzę na temat mechanizmów, które działają w mojej głowie, to emocjonalnie wciąż funkcjonuję źle". Niestety, tak to jest, że sama wiedza na temat tego co się dzieje niekoniecznie pomaga to jakoś zmienić...

Szczerze mówiąc trochę boję się Pani radzić. No bo skoro specjaliści nie pomagają, to ja wolałbym przynajmniej niczego nie zepsuć. Proszę więc to co napiszę potraktować jako ostrożną radę, nie skuteczną receptę na bolączki. Z tego co pani napisała - np. to na samym końcu - wynika, że mimo wszystko dość trzeźwo parzy Pani na siebie i życie, więc będzie Pani potrafiła ocenić, czy warto z moich rad skorzystać, czy to kulą w płot...

 

Pisze Pani, że w okresie buntu przeszła okres antyteizmu, do dziś dręczą Panią wątpliwości co do istnienia Boga i boi się Pani piekła... Pierwszego bym nie demonizował. Tak u młodych bywa. U Pani na zwykłe problemy nastolatków nałożyły się problemy znacznie poważniejsze - odrzucenie otoczenia itp... W takich okolicznościach nt, przeciwko wszystkiemu, co otoczenie sobą prezentuje - w tym jest też nośnikiem tradycji religijnej - jest jakoś zrozumiały. Za ludzi oberwało się Panu Bogu, bywa. Dobrze, że już przeszło... A że pojawiają się wątpliwości... Nie wiem jak silne. Bo jeśli takie jak u mnie, to nie ma się czym przejmować :) Też czasami zastanawiam się, co będzie, jeśli Chrystus nas nie zbawił... Ale odrzucam tę myśl. Bo akurat ja doświadczyłem w życiu sporo Bożych łask. Choćby więc z tej racji trudno byłoby mi przypuszczać na serio, że Boga nie ma... A Pani wątpliwości: proszę spróbować je nazwać, o co konkretnie chodzi; co sprawia, że rozum wątpi. Takie zracjonalizowanie problemu pomaga rozprawić się z wątpliwościami po kolei. Kiedy to tylko jakiś lęk nieuzasadniony rozumem, trzeba porzucić lęk wspomagając się rozumem, który mówi, że Bóg jest, że Chrystus naprawdę dla nas umarł i zmartwychwstał. Tak, rozumem... Dziś akurat na portalu przypomnieliśmy TAKI TEKST. W dole są linki do kolejnych odcinków...

A strach przed piekłem? Jeśli Bóg jest, to na pewno jest dobry. Gdyby był zły, nie istnielibyśmy. Albo żylibyśmy w koszmarze. Tymczasem ten świat generalnie jest dobry, przyjazny nam... Dobry Bóg, owszem, może pozwolić, e ktoś się potępi. Na pewno jednak tego nie chce. Pani chce zbawienia, On chce Pani zbawienia, czemu miałoby się nie udać? Tylko Pani wolna decyzja wyboru przeciw Bogu mogłaby szansę zbawienia przekreślić. A Pani wierzy, spowiada się... Nie, zdecydowanie nie musi się Pani obawiać piekła.

Czy spowiedź generalna? To trzeba by ustalić ze spowiednikiem. Mnie się wydaje, że nie byłby to zły pomysł. O ile nie wiąże się z jakimś skrupulanctwem, to takie zostawienie Panu Bogu przeszłości w tym wymiarze grzechu jest sensowne. I zaleca się spowiedź generalną np. przy podejmowaniu ważnych życiowych decyzji, ot przed małżeństwem. Ważne, by po niej już do starych grzechów nie wracać, nie zastanawiać się, czy wszystkie się wyznało i czy dość szczegółowo. To na pewno trzeba już zostawić miłosierdziu Bożemu. Pisze Pani, że nie bardzo potrafi ufać, ale w tej sprawie akurat niech Pani będzie spokojna. Czy to rozwiąże Pani problemy? Nie sądzę. Na pewno jednak wygasi jedno pole Pani obaw. A to może sprawić, że z innymi będzie łatwiej...

Czy przyczepiło się do Pani jakieś osobowe zło... Nie potrafię tego ocenić. Może lepiej poradzić mógłby spowiednik. Gdybym miał radzić "w ciemno" powiedziałbym, że to ostatnia rzecz, jaką bym podejrzewał. O modlitwę o uzdrowienie może Pani oczywiście prosić. Tylko... Nie wiem, ja chyba jestem zbyt tradycyjny i nie wydaje mi się dobrym pomysłem odprawianie takich modłów wstawienniczych na specjalnych spotkaniach. Każdy może się modlić sam w Pani intencji, może się pomodlić wspólnota, ale niekoniecznie z tym nastawieniem, że już czekamy na efekt, już czekamy na cud, że będzie się działo coś nadzwyczajnego. Mnie się czasem wydaje, że takie modlitwy budzą wielkie oczekiwania. I u tego, za którego się modlą i u tych, którzy się modlą. Jest jakieś oczekiwanie, że wydarzy się coś wielkiego, nagłego. A to rodzi niebezpieczeństwo, że jak nic się nie poprawi, zacznie się szukanie winnego. Że niby Pani nie otwiera się na Bożą łaskę. Ja bym w Pani stanie psychiki nie radził... Ale sam za Panią westchnę do Boga, oczywiście...

Co jeszcze bym radził? Pisze Pani o mobbingu (tak, mobberzy są tchórzami, upatrują sobie łatwe cele, nie ludzi mocnych), pisze Pani o pracy zdalnej... Wydaje mi się, że byłoby dobrze, gdyby próbowała Pani bardziej wyjść do ludzi. Z doświadczenia wiem, jak człowiek dziczeje, gdy pracuje tylko z domu. Nie chodzi o wielką zażyłość, o przyjaźnie. Czasem jednak parę słów zamienionych z kimś w sklepie czy wymiana paru zdań ze znajomym spotkanym na ulicy znaczą więcej, niż wszystkie terapie. Nic Pani nie ryzykuje. Bo to, ot, taka wymiana uprzejmości... Niech Pani próbuje. Bez martwienia się, gdy nie wyjdzie, ale i bez postanawiania sobie, że z nikim nie rozmawiam... Myślę, że to może pomóc w odzyskaniu jako takiej równowagi...

Wszystkiego najlepszego.

J.

 

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg