Białostoczanin 09.09.2020 20:02

Drogi odpowiadający,

zajmuje się ekumenizmem, jako przedstawiciel Kościoła Katolickiego już jakiś czas i z całą pewnością mogę stwierdzić, że na drodze do pełnego zjednoczenia chrześcijan stoją ludzie tacy jak Pan (i to znajdujący się po każdej ze stron).

Deklaracja Dominus Iesus (która – podkreślmy to – spotkała się z rażącą krytyką ze strony bardzo wielu szanowanych teologów) podkreśla co do Wspólnot kościelnych, że „ochrzczeni w tych Wspólnotach są przez chrzest wszczepieni w Chrystusa i dlatego są w pewnej wspólnocie, choć niedoskonałej, z Kościołem”, oraz że „W rzeczywistości «elementy tego Kościoła już nam danego istnieją 'łącznie i w całej pełni' w Kościele katolickim oraz 'bez takiej pełni' w innych Wspólnotach». «Same te Kościoły i odłączone Wspólnoty, choć w naszym przekonaniu podlegają brakom, wcale nie są pozbawione znaczenia i wagi w tajemnicy zbawienia. Duch Chrystusa NIE WZBRANIA SIĘ PRZECIEŻ POSŁUGIWAC NIMI JAKO ŚRODKAMI ZBAWIENIA, których moc pochodzi z samej pełni łaski i prawdy, powierzonej Kościołowi katolickiemu». Też więc są w Kościele Chrystusowym, chociażby z uwagi na chrzest.

Nie wiem więc dlaczego w odpowiedzi na moje pytanie tak bardzo podkreśla Pan to, że nie można traktować przejścia do prawosławnych tak samo jak do protestantów. Czyli nie dość że chce Pan zastępować sumienie innych wskazując im co jest grzechem a co nie to jeszcze mówi Pan, że „przejście do tych jest złe”, a „przejście do tamtych jeszcze gorsze”. Nigdzie, w żadnym punkcie nauczania Kościoła katolickiego czegoś takiego nie ma. Pomijam już to, że większość protestantów (zwłaszcza ewangelików) nigdy nie zarzuca grzechu tym, którzy odchodzą od ich Kościoła (do Katolickiego itd…). Jest mi z powodu wypowiedzi tutaj tym bardziej wstyd, bo jak już pisałem znam osoby które przyjęły ewangelicyzm w jednym przypadku za ojcem przyjął wyznanie ewangelicki także jego nastoletni syn. Życzyłbym Panu tyle pokory ile mają oni, zwłaszcza w zarzucaniu im grzechu.

Z resztą, na marginesie kościoły protestanckie uważają się za apostolskie, tyle że inaczej to rozumieją.

Ekskomunika – przypomnę – polega na pozbawieniu możliwości przyjmowania sakramentów. Tak samo są tego pozbawieni, ci którzy są akatolikami a nie zmieniali wyznania. Jest to nazwane „karą” w prawie kanonicznym, ale to prawo nie zna innej możliwości pozbawienia prawa do sakramentów, więc dlatego jest za to przewidziana ta właśnie „kara”. Skoro ktoś zmienia wspólnote to przecież literalnoe sam się "ekskomunikuje"

Rozłamy nie są z Ducha Bożego… tyle, że Ci którzy odeszli uważają, że to nasz Kościół doprowadził do rozłamów, odchodząc od nauczania pierwotnych chrześcijan. Pomijając rozważania nad słusznością ich zarzutów, to nie można takiego podejścia (dążenia do wiernosci chrześcijaństwu z pierwszych wieków) uważać za „dzieło szatana”!

„Tych, którzy są potomkami tych którzy do rozłamów doprowadzili”… A czemu nie? Stosując antysoborową mentalność odpowiadającego jak najbardziej można by ich obarczyć winą, bo nie chcą przyłączyć się do Kościoła Katolickiego… Tyle, że ekumenizm nie na tym polega, to po prostu odpowiadający znów chce dzielić ludzi na tych którzy się urodzili akatolikami i tych którzy nimi zostali z wyboru.

Z resztą już konstytucja Lumen Gentium wskazuje, że „Nie mogliby tedy być zbawieni ludzie, którzy wiedząc, że Kościół założony został przez Boga za pośrednictwem Chrystusa jako konieczny, mimo to nie chcieliby bądź przystąpić do niego, bądź też w nim wytrwać.” Nie zastanowił się Pan że ludzie zmieniający wyznanie nie wiedzą tego? Nie mają tej świadomości, bo gdyby mieli to nie występowali by z Kościoła Katolickiego? Ci którzy nie chcą wytrwać są tutaj postawieni w jednym rzędzie z tymi, którzy nie chcą się przyłączyć i jak to się ma to wspomnianego wyżej podziału? Można przez analogię powiedzieć, że „ci którzy nie wiedzą, że Kościół założony został przez Boga za pośrednictwem Chrystusa jako konieczny chcieli pozostać poza nim, lub z niego wystąpić mogą być zbawieni.” Jakoś nie ma tutaj tego podziału wprowadzonego przez odpowiadającego na rozłamowców i ich potomków. 

Może wynika on z 818 KKK, ale Katechizm w żadnym punkcie nie mówi, że ludzi zmieniających wyznanie TRZEBA, albo należy obwiniać za grzech rozłamu.

„Tylko skoro wszystko jedno, to dlaczego w takim razie oni odeszli z Kościoła katolickiego? Jest wszystko jedno, ale nie jest wszystko jedno?”

Nie jest wszystko jedno, jeżeli ktoś kto trwa we swojej wspólnocie, choć jest przekonany że ona błądzi w swoim nauczaniu.

Jest wszystko jedno, jeżeli ktoś zmienia wyznanie (w obojętnie którą stroną) bo jest przekonany, że w ten sposób podąża za prawdą. Bo zawsze się to odbywa w zgodzie ze swoim sumieniem.

Analogie do innych uczynków są nietrafione, bo według dokumentów soborowych kwestie wiary nie są „jak każde inne”, bo dokumenty soborowe (choćby Dignitatis Humanae) w sprawach wiary przyznaje pierwszeństwo sumieniu, więc jak ktoś za nim podąża w sprawach wiary to czyni obiektywnie dobrze.

Co do prawosławnych, to akurat w tej kwestii mogę mieć do powiedzenia najwięcej… Tyle, że Pan tak zgrabnie miesza pojęcia: najpierw pisze o „kościele w Rzymie”, a później o „Kościele Łacińskim”. Oni nie negują starożytnego pochodzenia patriarchatu Rzymu, ale nie uważają że Kościół Łaciński trwa od początku chrześcijaństwa! Kim byli pierwsi chrześcijanie? Ile ksiąg Pisma Świętego zostało spisanych po łacinie? Po jakiemu napisano List do Rzymian? Ja mówię im, że język nie przesądza o długości trwania Kościoła, ale nie można powiedzieć, że ich zarzuty są wyssane z palca! Nie bez podstaw u nich mówi się o schizmie Rzymu. Zna Pan w ogóle jakichś prawosławnych? Czytał Pan jakieś prawosławne publikacje?

Jeśli chodzi o przedostatni akapit, to nie bardzo wiem co on ma do rzeczy? Odnoszę, że odpowiadający cytuje wypowiedź o. Jacka Salija na podobny temat... Nigdzie nie jest powiedziane, że herezja musi być potępiona przez jakikolwiek sobór. Oni uważają, że pochodzenie Ducha Świętego od Ojca i Syna jest niezgodne z nauczaniem o Trójcy, bo „zasadą pochodzenia jest jeden Ojciec, niezrodzony, który jest źródłem Syna i Ducha Świętego”, a filioque burzy ich zdaniem ten porządek, bo wprowadza dwie zasady i dwa źródła pochodzenia Ducha.

Co do ostatniego to my nie uznajemy soboru IV i V konstantynopolitańskiego i soboru „Pod kopułą” i co? Na co to ma być argument?

Radzę przemyśleć to co Pan tutaj wypisuje o „grzechu zmiany wyznania”, bo to niszczy to co od kilkudziesięciu lat budują chrześcijanie różnych wyznań. „Skazuje” Pan tych ludzi na potępienie (czy jak ktoś umrze w stanie grzechu ciężkiego nie zostanie potępiony?). Pana wypowiedzi są tym bardziej błędne, że ekumenizm nie polega na nawracaniu innych na katolicyzm, a Pan pisze o tym tylko w kontekście zmiany wyznania przez katolika. Skoro dążenie do jedności nie polega na nawracaniu na katolicyzm, to równie dobrze można by powiedzieć, że jedność burzy ten kto przechodzi na nasze wyznanie – choćby dlatego, że akcentuje różnice pomiędzy wyznaniami i sprawia że nasi bracia odłączeni zarzucają nam kradzież wiernych. Ale to chyba głupie, prawda?  Znam wielu byłych katolików i większość z nich jest szczerze zaangażowana na rzecz ekumenizmu. Radzę więcej wyczucia w tym co Pan tutaj wypisuje, bo staracie się kreować na portal ekumeniczny i otwarty, a Pana odpowiedzi są zaprzeczeniem tego. Podobnie jak są niezgodne z tym, co głosi Kościół. Zastanawiam się czy redakcja tego portalu i władze archidiecezji katowickiej, która mu patronuje o tym wiedzą?

Odpowiedź:

Rozumiem, że cała ta tyrada na temat tego, jakim to jestem nieukiem i jak strasznym wrogiem ekumenizmu jestem sprowadza się do tego, ze powiedziałem, iż zmiana wyznania to grzech? Pominę więc inne wątki Pana wypowiedzi, np. kwestię tego czy Kościół katolicki - jak nam się zarzuca - odszedł od nauczania  Jezusa czy zakładanie, że to on jest winny rozłamom, a inni są całkiem bez winy.... Śmieszy mnie to zarzucanie mi, że przez takich jak ja nie ma postępów w ekumenizmie o tyle, że może i jestem nieukiem ale za to wielkim zwolennikiem ekumenizmu. Tyle że ekumenizmu uprawianego w prawdzie, a nie, jak to się nazwa, "w duchu fałszywego irenizmu", który przemilcza prawdę o nauczaniu własnego Kościoła...

Może odniosę się do sedna problemu - czy odejście z Kościoła to grzech - i po kolei. Cały problem w  tym, że czym innym jest bycie prawosławnym czy protestantem, a czym innym stanie się nim wskutek porzucenia Kościoła katolickiego. Złego słowa nie powiem o tym, że ewangelik, wychowany w ewangelickiej rodzinie, nie chce zostać katolikiem. Ale odejście z Kościoła katolickiego to jednak coś innego. To, w świetle nauczania Kościoła katolickiego, porzucenie "pełni" na rzecz czegoś mniej lub bardziej "cząstkowego". Sam zacytował Pan stosowny fragment deklaracji Dominus Iesus. I te wybór, wybór innego Kościoła czy innej wspólnoty chrześcijańskiej, dokonany przez konkretnego człowieka, jest obiektywnie złem.

Czy wyklucza to możliwość zbawienia? Niczego takiego nie napisałem. Bóg może zbawić kogo chce. Skoro Jego łaska działa i poza widzialnymi granicami Kościoła katolickiego, to nie mogę powiedzieć, że człowiek, który odszedł do innego Kościoła jest skazany na potępienie. Więcej, nawet człowiek który całkiem wiarę porzucił, nie jest skazany na potępienie. Wybrał źle, ale na ile świadomie i na ile dobrowolnie nie jestem w stanie ocenić. Oceni to Bóg. Mogę natomiast powiedzieć, że wybrał źle. A że wybierał jako człowiek rozumny, mogę też powiedzieć, że to grzech. Ale - powtórzę - pełny osąd należy jak zwykle do Boga. Podobnie jak cudzołożnika (to nie porównanie, ale analogia!). To grzech, ale nie umiem powiedzieć, na ile w pełni świadomy i w pełni dobrowolny, a na ile z powody zaciemnienie umysłu.

Podkreśla Pan mocno, że ludzie odchodzą od Kościoła katolickiego kierując się swoim sumieniem i dlatego nie można powiedzieć, że popełniają grzech... I pisze Pan, że nie mogę zastępować ludzkiego sumienia. A ja Panu tłumaczę, za "Veritatios splendor", że Kościół katolicki uczy, iż sumienie nie jest źródłem normy moralnej, ale tym czymś, co powinno tę normę odkrywać. W tym wypadku nie odkryło, że powinno zostać w Kościele katolickim. Dokonało więc wyboru niezgodnego z obiektywną prawdą. Obiektywnie więc  wybrało grzech. Na ile świadomie, na ile dobrowolnie? Tego nie oceniam. Nie mogę jednak powiedzieć - i w tym chyba tkwi istota sporu między nami - że wybrało dobrze. I że należy ten czyn pochwalić, bo był zgodny z rozeznaniem sumienia...

Dodam, też jako analogię, nie porównanie. Wyobrażmy sobie, ze przychodzi do mnie człowiek, który zdecydował się porzucić własną żonę i złączyć się z inną kobietą. Mówi mi, że rozważył sprawę w sumieniu i że sumienie mówi mu, ze tego chce od niego Bóg. To czy mogę mu powiedzieć, ze to dobry wybór? Skoro jest ewidentnie sprzeczny z prawem Bożym? O to właśnie chodzi, że przez błędny osąd sumienia czyn sam w sobie zły nie staje się nagle dobry.

Na koniec ustosunkuję się jeszcze do traktowania kary ekskomuniki jako "kary" w cudzysłowie... To jednak nie jest tak, że to formalność. Owszem, odchodzący z Kościoła katolickiego zupełnie się tym nie przejmuje. Tak jak pewnie jest mu zupełnie obojętne, że popełnia grzech, bo przecież jest przekonany, że wybiera dobrze. Problem zaczyna się, gdy chce wrócić. To nie jest tak, ze mówi "już jestem". Niech Pan spyta znajomych księży, czy w takich wypadkach nie jest jednak potrzebna spowiedź i zdjęcie ekskomuniki...

J.

 

 

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg