Gość 12.03.2016 04:20

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,

Mam dwa pytania:

1. Nieraz "symuluję" sobie pewne zdarzenia sportowe. I czasem chciałbym, żeby komuś tam w tej mojej symulacji coś nie poszło. Ot tak, mam swoje sympatie i antypatie wśród zawodników. To w całości jest moja fikcja, nawet jeśli staram się zachować obiektywizm. Czy takie myśli są złorzeczeniem i są grzechem ciężkim?

2. Czy wewnętrzne cieszenie się z mniejszej konkurencji na jedno miejsce na studiach (to na przykład, miejsce jest mało istotne) i niechęć do mówienia, że ktoś faktycznie nadaje się i powinien próbować się o to miejsce starać (jednocześnie jednak brak reakcji, gdy ktoś inny zachęca, choć może jakaś wewnętrzna złość, że ktoś namawia innego do konkurowania), to ciężki grzech zazdrości? Tym bardziej, że potem jednak stwierdzałem to samo, czyli że ta osoba jak najbardziej się nadaje.

To przecież nie są myśli "hodowane" w sercu. Ponadto przy wydarzeniach sportowych, nawet tych prawdziwych, czy w takiej sytuacji jak ta druga, nikomu nie życzę poważnego nieszczęścia, żeby tylko wyniki były takie, jak chcę. Pewnie dopiero wtedy można by mówić o grzechu ciężkim? Jeśli się mylę, to proszę mnie poprawić.

Bóg zapłać za odpowiedź.

Odpowiedź:

Raczej się nie mylisz...

1. Trudno sobie raczej wyobrazić, by takie życzenie niepowodzenia wyimaginowanemu przeciwnikowi mogło być grzechem ciężkim...

2. Takie myśli na pewno ciężkim grzechem nie są. Faktycznej krzywdy nikomu nie robisz. Siebie może i zatruwasz, ale na pewno nie w stopniu zrywającym przyjaźń z Bogiem...

J.

więcej »